Nowa książka greckiej poezji
„Czerwień na ziemi”
Nowa książka Daphnie Marii Guy-Vouvali w tłumaczeniu Aresa Chadzinikolu... Wiersze w tym zbiorze zostały napisane w latach 2019-2023, z wyjątkiem dzienników dziennikarskich A i B, które poetka napisała w czasie wojny w byłej Jugosławii, w latach 1991-1995, w okresie, gdy redagowała kolumnę „Tu Bałkany” w niedzielnym wydaniu „Eleftherotypii”.
Daphnie Maria Guy-Vouvali – poetka, pisarka i dziennikarka. Urodziła się w Atenach. Ukończyła literaturę francuską na Uniwersytecie Narodowym w Atenach, mówi również po angielsku i rosyjsku. Przez wiele lat pracowała w gazetach jako redaktorka wiadomości zagranicznych, a także tłumaczka. Jest członkinią Narodowego Związku Pisarzy Greckich, PEN Greece i ESIEA. Od 2011 roku opublikowała siedem zbiorów poezji, prozę poetycką i zbiór pieśni ludowych, jako propozycja ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego wyspy Kalimnos w UNESCO, które było nauczane w szkołach na wyspie. Jej wiersze zostały przetłumaczone na język włoski i rumuński. Zajmuje się również krytyką literacką.
Andrzej Walter
Polska to znaczy Nigdzie
Moja Polska to kraina Nigdzie. Niegdyś, z dość odległej perspektywy historycznej ponoć mlekiem i miodem płynąca, ma dziś jak wszystkie wyjątkowe krainy swoje natarczywe wady i przywary, a właśnie dziś Jej rzeczywistość coraz dotkliwiej skrzeczy i przemienia się z wolna w kabaretowy skecz, w którym główne role grają wydawałoby się mądrzy i wykształceni ludzie, ale swoimi czynami i słowami roztrwaniają te złudne wizerunki, przekształcając swoje osoby w jakby sieciowe memy, które krążą potem wśród mas i gawiedzi stając się realnym pośmiewiskiem. Ktoś zawoła, a kiedyż to owa kraina mlekiem i miodem stała? Ano stała, stała, od mórz do mórz, potęga tolerancji i wolności, postrach Europy i świata ówczesnego, ale ponoć to jednak tylko zamierzchła historia, której nie chcą znać ani Niemcy, ani Francuzi o Brytyjczykach czy Rosjanach nie wspominając. No cóż, nie każdy może być piękny, nie każdy zdobył wiedzę, nie każdy może być królem. Wróćmy do Polski – krainy Nigdzie.
Nasze dwa plemiona rosną w siłę. Okopują się, utwardzają, ugruntowują swoje punkty widzenia, zamrażają punkty siedzenia, kultywują inne wydarzenia, rozważają inne scenariusze, mają odmienne zasoby informacji oraz ich interpretacji, właściwie mówią już innymi językami, używając innych idiomów, skrótów myślowych, fraz językowych. Myślą innymi obrazkami, innymi wizjami oraz inną rzeczywistością, a że jest ona wytworzona przez propagandę tym gorzej dla propagandy. Nasza wiara ponad wszystko. Wiara w imponderabilia. W konstrukcje hasłowe i emocjonalne, w ułudy i utopie oraz krzywe zwierciadło naciąganych faktów. Dwa plemiona jakby nie było polskie, pod jedną banderą, z tym samym proporcem, z takim samym uzbrojeniem stają naprzeciw siebie na co dzień, w domach, rodzinach, w pracy i od święta. I warczą, szczerzą kły, pomrukują, spozierają wrogo i nienawistnie. Argumenty już dawno pogrzebano, dialog przeszedł do lamusa. Teraz jest wojna. Czas konfrontacji. To chore. Wszyscy wrogowie zacierają ręce.
Jednak żadna refleksja nie dotrze do zabetonowanych odmiennymi wizjami głów. Nie wygrał ten, co miał wygrać nawet nic nie robiąc. Suweren znów okazał się głupszy i bardziej prostolinijny od elit wszelakich (nawet tych samozwańczych), jest gorzej wykształcony i z mniejszych ośrodków, jest Januszem i Grażynką (przepraszam nieszczęśników o takich imionach) na wczasach nad Bałtykiem, w białych skarpetkach i czarnych klapeczkach, z brzuszkiem i wąsami, jednym słowem klasyczny złośliwy stereotyp z generalizacją postaw i wizerunków. I jeszcze do tego odgrodzony parawanem, ksenofob, klaustrofob, homofob i fob jakich mało, wsteczny jak liberum veto i swawola Sarmaty. Mój Boże, jakiż to obrzydliwy typ ze swym nieszczęsnym prawem głosu niszczy naszą uświęconą demokrację! Tragedia. Druga strona ma z kolei inną narrację. Tam się mówi o pełnym pogardy dorobkiewiczu w domu pełnym złotych klamek i pretensjonalnym stylu, pełnym kompleksów wobec Zachodu, zaczarowanym pustymi lewackimi hasłami i lękiem płonącej planety, zafiksowanym na temat prześladowania płci oraz tęczowej rewolucji, zoologicznie wypierającemu kościoły i religie jako opium dla mas. Ten wykształcony półimbecyl rości sobie prawo bycia kimś lepszym od Janusza i Grażynki i odgradza się od nich unicestwieniem empatii oraz realnym płotem enklawy prywatnych osiedli nowoczesnych apartamentowców z podziemnym parkingiem i własnym miejscem parkingowym.
Żyjemy dziś w takiej właśnie karykaturze wizji i postaw. W takich skojarzeniach światopoglądowych. Zgeneralizowanych i rozpowszechnianych przez... no właśnie, przez Kogo? Przez media i sieć. Naprawdę ich wpływ, ich kreacja tych postaw i wizerunków zatrważa i każe zapytać co dalej?
I nikt na to pytanie nie odpowie.
Pozostaniemy z nim jeszcze długo, długo. Smutne to wszystko i przerażające. Zwłaszcza w kontekście wydarzeń za naszymi granicami, ale i już w naszych granicach, a wkrótce może i w każdej polskiej wsi i w każdym polskim mieście. Zobaczymy hordy dziwnych panów o ciemniejszej karnacji skóry, które w zorganizowanych już grupach sterroryzują nawet lokalnych watażków i ich akolitów. Nie wspomnę o tym, że pan na Kremlu też zaciera ręce i z pasją obserwuje podpalanie Polski przez pożytecznych mu idiotów. Każde bowiem działanie wymierzone publicznie jako „brat w brata” jest na rękę rosyjskiemu Dyktatorowi, bo osłabia jedność narodową naszego kraju i siłą rzeczy osłabia naszą zdolność do obrony: granic, wartości, stylu bycia i życia, a nawet całej koncepcji Polski, nie jako krainy Nigdzie, ale raczej jako kraju ważnego i poważnego. Czy to jest w ogóle możliwe? Byśmy byli ważni i poważni, a nie krainą Króla Ubu? Może już nie zasługujemy. Może ta wojenka unicestwiła w nas poczucie zdrowego rozsądku? Cel pozostał jeden. Zabić przeciwnika.
Mamy wakacje. Czas relaksu i dystansu. Może zatem warto się nad tymi refleksjami nieco pochylić i raz jeszcze je przemyśleć jako bezsensowną polsko-polską wojenkę i jej nieuchronne konsekwencje. Jako utratę zdolności samodzielnego i racjonalnego myślenia, jako wejścia w pozycję przemądrzałego trolla pouczającego innych co mają jeść, jak żyć i jak... wybierać.
Życie to ciągły wybór. Musisz wybierać. Czy jeśli ktoś Ci powie, że Kowalski to: alfons, gangster i kibol, to to faktycznie jest alfons, gangster i kibol. Czy jak Ci ktoś powie, że Nowak to: łapówkarz, marionetka i ćpun to to faktycznie jest łapówkarz, marionetka i ćpun. Może warto to wszystko rzetelnie sprawdzić, a nie polegać na tych fenomenalnych narracjach światłych i mądrych piewców tych kalumnii. Tylko dlatego, że „im się wierzy” bo to tacy wielcy dziennikarze czy celebryci są, albo inni znani z tego, że są znani. Nadszedł, jak już wiele razu tu pisałem, czas pogardy. Okropny, żenujący, powszechny – czas pogardy. Pogarda stała się zasadą, opisem świata, metodą działania i dochodzenia do własnych celów samorealizacji. Ja imperator, a inni to piekło. Pogarda wkradła się w przestrzeń publiczną i hasa aż miło. A my wszyscy temu ulegamy, przerzucamy się obelgami, planktonami, pojęciami rodem z szamba. Właściwe dziś wszyscy już chyba cuchniemy tym szambem jeśli pozwalamy się w nie wciągnąć uzurpując sobie prawo do... „posiadania poglądów”. W świecie, w którym całokształt działań medium jako zasady jest wzbudzanie emocji i przeliczanie zysków, posiadania poglądów to wielki luksus. Stać na niego ludzi, którzy mają wiele, wiele czasu, ale i wykonują ogromną dziennikarską pracę dociekając, porównując i poszukując w tej gigantycznej sieci śmietnika informacji. Tak to dziś wygląda i ów brak pokory to krok pierwszy do... poglądów i pogardy. Smutny mechanizm cyberspołeczeństwa... Eta straszno i smieszno – jak mawiał Jacek Kuroń. Jacek Kuroń? A któż zacz? Walter znów odgrzebuje dinozaury. Może warto zająć się taką mitologią i (no ba) archeologią, bo kiedy rozum śpi budzą się demony. A demonów dziś mamy już aż nadto.
Andrzej Walter
Nowy numer kwartalnika ETHOS
Moralność jako dusza kultury
OD REDAKCJI
Tom kwartalnika „Ethos”, który oddajemy w ręce Czytelników, trafia w samo sedno idei, która przyświecała jego twórcom. Chodziło im bowiem o krytyczne spojrzenie na kulturę współczesną w świetle myśli filozofa Karola Wojtyły – papieża Jana Pawła II. W myśli tej temat kultury pojawiał się wielokrotnie, można powiedzieć, że w pewnym sensie znajduje się on w samym jej centrum. Trafnie jeden z uczniów Karola Wojtyły określił go jako „filozofa spraw ludzkich”1, a przecież człowiek – i tylko człowiek – jest twórcą kultury. Rzeczywiście, Wojtyła w całej swojej filozoficznej twórczości starał się zrozumieć życie i działanie człowieka. Zadawał pytania: Kim jest człowiek? Przez co człowiek staje się bardziej człowiekiem? Dzięki czemu realizuje te możliwości, które zostały wpisane w jego byt? Nieprzypadkowo jego główne dzieło filozoficzne nosi tytuł Osoba i czyn2 – bo właśnie czyn, działanie specyficznie ludzkie, najlepiej wyraża to, kim jest osoba, czyn stanowi niejako okno, przez które można zajrzeć do jej wnętrza.
Oczywiście nie wszystkie czyny osoby stanowią jej autentyczną realizację. Bywa też tak, że prowadzą raczej do jej destrukcji. Dlatego kolejnym ważnym punktem filozoficznego i teologicznego namysłu Wojtyły jest właśnie wiodący temat niniejszego tomu „Ethosu”, czyli kultura. „Kultura jest właściwym sposobem istnienia i bytowania człowieka. [...] tym, przez co człowiek jako człowiek staje się bardziej człowiekiem, bardziej «jest»”3 – mówił Jan Paweł II w przemówieniu wygłoszonym w siedzibie UNESCO w roku 1980. A jeśli tak, to duszą kultury jest moralność; mówiąc ściślej: realizowane przez człowieka dobro moralne. Sprawiając dobro, osoba sama staje się dobra – i na tym właśnie polega jej samorealizacja jako osoby (w niniejszym tomie „Ethosu” zagadnienie to porusza Stanisław Judycki w artykule Dobro i zło moralne jako próba dla dusz ludzkich).
W samym centrum kultury znajduje się zatem pytanie o moralność. Dzięki czemu czyn osoby jest dobry? I dzięki czemu sama osoba staje się dobra? Na te pytania Wojtyła odpowiada w swoim personalizmie etycznym, wskazując na to, że dobro moralne płynie z afirmacji osoby – osoby drugiego, ale również i własnej osoby – z racji jej wsobnej wartości, nazywanej też godnością osobową. Pisze Wojtyła: „Osoba jest takim bytem, że właściwe i pełnowartościowe odniesienie do niej stanowi miłość”.4 W języku etyki powiemy: oddać sprawiedliwość osobie to znaczy afirmować ją dla niej samej.
Pytania, które stawiamy sobie w niniejszym tomie „Ethosu”, brzmią: Jak ma się sprawa afirmacji osoby we współczesnej kulturze? Czy kultura ta sprzyja spełnianiu się osoby, czy też może raczej je utrudnia? Czy można – za Janem Pawłem II – powiedzieć, że dzięki tej kulturze człowiek „bardziej staje się człowiekiem”?5
Odpowiedzi na te pytania są złożone. Trzeba najpierw powiedzieć, że nie istnieje coś takiego, jak jednolita kultura współczesna. Oczywiście, w kulturze każdej epoki istnieją pewne wiodące wątki, ale w każdej kulturze istnieją również inne nurty, które mogą stać się dominujące w następnej jej fazie. Nie istnieje też coś takiego, jak linearny postęp kultury jako takiej – nie jest tak, że kultura współczesna lepsza jest od kultury epok, które ją poprzedziły. Wprawdzie nasza zachodnia kultura rozwinęła się jako kultura naukowo-techniczna i w tym względzie osiągnęła sukcesy, które istotnie przewyższają stan rozwoju techniki w poprzednich epokach, ale czy ten rozwój oznacza zarazem, że człowiek staje się bardziej człowiekiem? Można w to wątpić. Bywa przecież tak – zwraca na to uwagę Rocco Buttiglione w tekście Inna nowoczesność – że technologiczna władza człowieka nad światem ulega niejako odwróceniu i prowadzi do reifikacji człowieka, do jego redukcji do przedmiotu manipulacji. Innymi słowy, postęp naukowo-techniczny daje człowiekowi do rąk narzędzia, które mogą być użyte w różny sposób – na rzecz, ale też na szkodę człowieka. Ponownie okazuje się, że w samym centrum kultury znajduję się moralna jakość działania człowieka.
Trzeba też pamiętać o jeszcze jednym aspekcie współczesnej kultury. Nazywamy ją kulturą naukowo-techniczną, ale określenie to dotyczy przede wszystkim kultury zachodniej. Istnieją jednak – pomimo potężnego wpływu kultury zachodniej na cały świat – również inne kultury, które – jak można przypuszczać – żyją nieco innymi wartościami niż nasz zachodni świat. Kiedy mówimy o kulturze współczesnej, nie możemy zapominać o tych innych kulturach. Na przykład w obecnym tomie „Ethosu” Krzysztof Wiak pisze o współczesnych zagrożeniach dla cywilizacji życia w świetle nauczania Jana Pawła II. Rzeczywiście, w odniesieniu do współczesnej kultury zachodniej Papież używa – zwłaszcza w encyklice Evangelium vitae – mocnego wyrażenia „kultura śmierci”.6 W kulturze naukowo-technicznej życie okazuje się zagrożone zarówno u swego początku, jak i u swego końca. Oczywiście, również w kulturach niezachodnich ludzkie życie bywa w różnoraki sposób zagrożone, ale takie zjawiska, jak aborcja czy eutanazja charakterystyczne są przede wszystkim dla naszej kultury zachodniej (która jednak stara się je szerzyć także poza swoimi granicami).
Niezależnie od różnego rodzaju sporów i dylematów, którymi żyje współczesna kultura, trzeba pamiętać o tym, że to nie ona jest ostatecznym kryterium dobra i zła. Kultura ma również swojąmiarę, a miarątąjest natura. Zachodnia cywilizacja naukowo-techniczna przez długi czas lekceważyła tę miarę, co doprowadziło do kryzysu zwanego ekologicznym. Mówiąc o współczesnej kulturze, w której jedyną miarą rzeczy jest człowiek i jego kaprysy, Józef Ratzinger – Benedykt XVI niejednokrotnie posłużył się dosadnym określeniem „dyktatura relatywizmu”.7 Okazało się jednak, że człowiek nie może traktować świata głównie jako przedmiotu użycia. Podążając za myślą Jana Pawła II, moglibyśmy powiedzieć, że świat ma swoją pierwotną formę, którą należy respektować, niejako nabudowując na niej drugą, ludzką formę. Wiele z dylematów współczesnej kultury zachodniej płynie stąd, iż w swoim głównym nurcie nie uznała ona dotąd (i w tym względzie panuje nadal dyktatura relatywizmu), że również człowiek ma swoją naturę i że tylko jej pielęgnacja (słowo „kultura” pochodzi przecież od łacińskiego „colere” – uprawiać) prowadzi do jego autentycznego dobra. I że tylko wówczas człowiek staje się bardziej człowiekiem.
Jarosław Merecki
______________________
1 T. Styczeń, Karol Kardynał Wojtyła: filozof spraw ludzkich. W 25-lecie objęcia wykładów etyki na KUL, „Tygodnik Powszechny” 1979, nr 38(1600), s. 7.
2 Zob. K. Wojtyła, Osoba i czyn, w: tenże, „Osoba i czyn" oraz inne studia antropologiczne, Wydawnictwo KUL, Lublin 2000, s. 43-344.
3 Jan Paweł II, W imię przyszłości kultury (Przemówienie w siedzibie UNESCO, 2 VI 1980), „L'Osservatore Romano" wyd. pol. 1(1980) nr 6, s. 4.
4 K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Wydawnictwo Towarzystwa Naukowego KUL, Lublin 1986, s. 43.
5 Jan Paweł II, Encyklika Laborem exercens, nr 9, The Holy See, https://www.vatican.va/ content/john-paul-ii/pl/encyclicals/documents/hfjp-ii_enc_14091981_laborem-exercens.html.
6 Por. tenże, Encyklika Evangelium vitae, nry: 12, 19, 21, 24, 26, 28, 50, 64, 87, 95, 100, The Holy See, https://www.vatican.va/content/john-paul-ii/pl/encyclicals/documents/hf_jp-ii_en- c_25031995_evangel ium-v it ae .html.
7 Por. np. J. Ratzinger, Ku dojrzałości wiary w Chrystusa (Homilia podczas Mszy św. „pro eligendo Pontifice”, Watykan, 18 IV 2005), „L’Osservatore Romano” wyd. poi. 26(2005) nr 6(274), s. 30.