Andrzej Walter
Co też nam się przytrafiło?
Przytrafił nam się Grzegorz Trochimczuk i Jego klucz do literatury. Przy czym zapewniam Was, że jest on najwyższych lotów, gdyż zarówno proza w książce „Wszystko, co się nam przytrafia”, jak i poezja w tomie „Rozstrzelany piasek” to pisarstwo przedniej jakościowej próby, którego źródłem i genezą są w obydwu przypadkach: pochłanianie ogromnej ilość mądrych ksiąg czy seanse kinowe dla wymagających. Te punkty odniesienia, że się tak wyrażę, ukształtowały dojrzałego twórcę: dociekliwego, wartościowego i płodnego, który ma już w dorobku trzy książki publicystyczne oraz około czternastu tomów poezji – wliczając w to jej wybory. Ostatnia proza to z werwą i życiem opublikowane dzienniki z okresu lat 2022–2024, o których jeszcze napiszę kilka słów, a wiersze to bardzo dobry tom poezji o tematyce antywojennej. Choć stwierdzić, że „Rozstrzelany piasek” to tom antywojenny, to tak jakby nic nie powiedzieć, bowiem wszystkie wiersze to niejako wędrówka przez ludzką historię wojen, przez zarzewia zła, jak również przez istotę tej już osławionej banalności owego zła, przez dogłębną analizę metodologii konfliktów ludzkich, stanowiących niejako pewną pełnię istotę ludzkiej natury, dążącej często do agresji, rozwiązań siłowych nacechowanych lękami, frustracjami czy urazami psychicznymi. Autor wnika niejako w człowieczą skłonność, w jego mentalność zabarwioną słabością, chęcią zdominowania innych, w pokłady nieufności, wyobcowania czy całą tę dramaturgię różnic społecznych, owocujących już u zarania naszego bytu pewnym genem wojowniczości dziecięcej, kształtującej później całą tę łamigłówkę konfliktu kończącego się użyciem wytwarzanej w nadmiarze broni, a finalnie kończącej się banalną... śmiercią. A przecież wiemy, że ta śmierć, poniekąd zawsze determinanta istnienia, to nasz los, ale z punktu widzenia humanisty i człowieka kochającego ludzi, świat i sztukę po prostu każda śmierć, ba, każda przemoc jest zwyczajną tragedią, której dramaturgię oraz absurdalność powinien właśnie dojmująco przedstawić poeta w krótkiej formie wiersza albo prozaik w sile opisu, który wpłynie na czytelnika.
Grzegorz Trochimczuk muszę przyznać robi to doskonale. Swoje wiersze nasącza z umiarem całym bogactwem literackich odniesień, dokłada do tego stonowane emocje, oszczędnie operując słowem i szanując słowo prowadzi nas przez pytania i wątpliwości, przeprowadza przez krainy dylematów, sporów nawet o ocenę batalii czy bitew, ukrywa w kontekście treści samo nasuwające się pytania, które nie padają dosłownie, ale niejako wynikają z tej przejmującej lektury. W tomie „Rozstrzelany piasek” otrzymujemy niemal historię ludzkich wojen zmniejszonych do lapidarium świetnej poezji, która odsłania nam całe to zło, które się dokonało, na które przecież nie mieliśmy żadnego wpływu, ale naszą powinnością niemal jest refleksja, namysł, wyciągnięcie właściwych wniosków z tej niepotrzebności zwielokrotnionej śmierci uzasadnianej zawsze całą wyższą koniecznością, co nie zmienia faktu, że każda śmierć dla wrażliwca jest końcem świata i oczywistą tej emocjonalną tragedią. Umiera bowiem nie żołnierz, ale czyjś ojciec, czyjś syn, konkretny Ktoś, kto kochał, był kochany, bez którego Kogoś ten świat... się kończy.
Czytałem w swoim życiu, bądź obejrzałem w kinie wiele antywojennych protest songów, naszpikowany jestem do dziś mnogością tej niezgody na przemoc i genezę wojen, w ogóle te dwa pokolenia, zarówno Autora jak i moje, ukształtowano na całej tej przestrzeni kulturowej antywojenności, a pomimo tego głos w tej sprawie Grzegorza Trochimczuka zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wiersze napisane są z jakąś gigantyczną siłą przyciągania treściowego i formalnego, skłaniają do wielokrotnego rozpoznawania metaforyki, aż wreszcie do poszukiwań kontekstów treściowych, źródeł literackich czy innych kulturowych, gdzie też często nam Autor to ułatwia czy naprowadza nań, a to mottem, a to jakimś przypisem. W dzisiejszej dobie sztucznej inteligencji na wyciągnięcie ręki w wyszukiwarce smartfona, gdzie można sobie wszystko sprawdzić, taka lektura jest dalece ułatwiona, cały tekst przestaje być słowną łamigłówką, a poczyna tworzyć zarzewie relacji autora z czytelnikiem, relacji opartej na emocjach, wątpliwościach, pytaniach. Tak oferuje się czytelnikowi intelektualną poezję najwyższych lotów, poezję hipnotyzującą czytelnika i zmuszającą go zarówno do kilkukrotnej lektury, jak i do myślenia kreatywnego, aż po empatię i stany emocjonalnego wzburzenia. Niełatwo o to we współczesnej literaturze. Przy czym sam Grzegorz Trochimczuk jako Autor jest przykładem twórcy rzadko spotykanego – człowiek z przeszczepionym niemal piętnaście lat temu sercem (ponoć sercem kobiety), z wykształcenia matematyk (im blisko ku filozofom, fakt), ale i też pragmatyczny fachowiec od kultury żywienia, specjalista od konsumpcji i jej społecznych efektów, w swoim pełnym i aktywnym życiu zajmował się tak wieloma zadaniami, które zahartowały go mentalnie, że warto przeczytać sobie arcyciekawy artykuł z roku 2015 opublikowany w „Gazecie Pomorskiej”, w którym możemy przeczytać:
Teraz ma czas na pisanie. Od kilku lat publikuje, należy do Związku Literatów Polskich. Zapewnia, że poetycka wrażliwość nie wzięła się z kobiecego serca. A jeśli chodzi o twórczość w późnym wieku, to wyjaśnia, że młodym brakuje życiowych doświadczeń. Bo najpierw trzeba coś przeżyć, by mieć później z czego korzystać w twórczości.
– Coś już wiem i mogę to przekazać – mówi. – Cały czas staram się też doskonalić warsztat, żebym potrafił bardziej precyzyjnie wyrazić emocje, niepokojące myśli.
Dodaje, że jeszcze dużo nowych wyzwań przed nim.
– Wiem, że teraz powinienem cieszyć się każdą chwilą. Nie można niczego zmarnować. Nie odkładać niczego na później i głosić pochwałę życia. Gdzie mogę, tak właśnie robię! Po przeszczepie nie jestem bardziej kobietą niż byłem przedtem, bo przecież także faceci coś mają z kobiet i odwrotnie. Potrafię spokornieć, żeby nie przejmować się wszystkim za bardzo, nie denerwować się i nie stresować!
O śmierci pisze sporo. – Im więcej życia, tym więcej śmierci – uśmiecha się. O swojej na razie nie myśli. Czasem zastanawia się, ile lat czeka go do setki. Czy wtedy będzie jeszcze miał siły chociażby na krótki spacer?
Czy został specjalistą od spraw sercowych? – Historia z sercem nie przekłada się na miłosne problemy – śmieje się serdecznie i zastanawia: – To gdzie jest miłosne centrum, jeśli nie w sercu? W głowie?! W dotyku? Może w oczach? Może to nie serce jest źródłem miłości? Ale jeśli nawet nim nie kochamy, to każdy z nas powinien o własne serce dbać.
Napisał, że musi bić serce, żeby żyć. Po prostu. – W życiu brniemy w straszliwe drobiazgi, które okazują się nieistotne – opowiada. – Większość z nich należałoby zlekceważyć. Zostawić kilka ważnych dla siebie, rodziny. Czy kiedy miałem zawał zawaliła się instytucja, w której pracowałem? Nie! Nic nie spłonęło z wrażenia. I wtedy zastanawiasz się: co jest w życiu ważne, istotne? A ilu młodych pędzi i nie ma czasu dla rodziny, a dzieci przekupuje drogimi zabawkami. Po co? Przyjdzie choroba i co? Może zamiast wydawać pieniądze na obsługę NFZ-tu, należałoby wydać pieniądze na taka kampanię? Pobudzić ludzi do myślenia?
Właśnie to warto podkreślić. W życiu brniemy w drobiazgi. Drobiazgi determinują naszą codzienność, a to sprawia, że widzenie całości jest wtedy zamglone, niepełne i skazane na fałszywe spojrzenie. Grzegorz Trochimczuk ma w tym kontekście jeden cel – pobudzić do myślenia. To jest główna linia mentalna zarówno poezji Autora, ale i prozy. Ich przesłanie. Bogactwo treści, dbałość o formę, magnetyzm metaforyki. Słowem świetna lektura.
czytam historię
napisaną do czytania sto tysięcy razy
o tobie o was o nich – i o sobie samym – niezastrzelonym
nierozerwanym nierozrzuconym niesplamionym niemym
wykrwawionym wojowniku z jasną dziurą
w głowie
Wiersze Trochimczuka w „Rozstrzelanym piasku” prowadzą nas przez pola bitew, przez pola śmierci, przez „bramy Mordoru”... tam, gdzie „wydarzyło się piekło”, tam gdzie ludzie – wojownicy „wsiąkli i krzyczą”, podróż nasza wiedzie przez wybrane: wojny Napoleona, stosy spalonych książek w Berlinie, przez Górę Oliwną, czy też aż po kartę praw człowieka. To wstrząsająca wyprawa, ale i otrzeźwiająca. Gen wojny wpisany jest nawet w nasz hymn, gdzie śpiewamy „jak zwyciężać mamy”, a później oglądamy Borodino po bitwie, jak dopalają się ognie, jak dogasają dusze i życie zamiera powoli, w bólu i cierpieniu. Wszystko to nawraca i powtarza się, wydarza się wciąż na nowo i powtórnie, człowiek bowiem ową wojowniczość, emanację konfliktem ma wpisane w krew od małego, a relacje społeczne go w tym upewniają, że walka o przetrwanie jest jak najbardziej słuszną drogą i drogą pożądaną, pochwalaną, a może i jedyną. W ten sposób kumulacja tematyczna tej poezji ukazuje esencję bytu ku wojnie i chyba perfekcyjnie odsłania nam jej kulisy. To jednak nie finał. To dopiero preludium analizy, analizy, która w poezji skończyć się nie może, gdyż nie byłaby prawdziwą ta poezja, gdyż ona – jako poezja właśnie – ma nas zostawić z pytaniami, z całą prawdą niedorzeczności śmierci wróbla, każdej śmierci, którą dane nam będzie doświadczyć, albo i tylko zobaczyć... i przeżyć. Tak – przeżyć. Nie każdy chce i może to przeżyć. Trochimczuk jedynie zaprasza, pisząc metaforycznie, obrazowo, czasem jedynie dając do zrozumienia. Tak się dziś pisze poezję. Emocjami. Sobą. Jeśli ktoś tego nie potrafi to nie pisze poezji, a jedynie stawia znaki graficzne, które o niczym nie mówią. Są tylko same dla siebie, a do nich dorabia się teorię.
Grzegorz Trochimczuk w „Rozstrzelanym piasku” pyta o kondycję ludzką, o to czy w ten sposób nie czeka się jedynie... na kolejną wojnę, nie dąży się do niej dążąc do pozornego pokoju w atmosferze kłótni i konfliktu. Każdy wiersz jest ważny, każdy wiersz ma swoje ciśnienie, każdy pyta, nie pozostawia obojętnym, nie mija nas, a wciska się gdzieś głęboko, w trzewia naszego lęku. To wielka sprawa tak utrzymać dramaturgię na całej długości tomu, nie znudzić, nie znużyć, nie popaść w mantrę pustosłowia, a dotykać co rusz nowych spraw. Skąd ta ciągłość? Z siły literatury, z czytelniczych inspiracji. Dotykamy wielkich książek: Parnella, Talkiena, Malruax, Mo Yan, Bratnego, Fallaci, LeClezio czy Salmana Rushdiego, że sięgnę po kilka nazwisk nie tylko Noblistów. Lektury Trochimczuka pulsują tu nowymi treściami, rozważaniami, kontekstami. Dla ludzi oczytanych ten tom to kopalnia snucia myśli, swego rodzaju raj intelektualny prowadzący w nowe rejony humanizmu i ludzkich wątpliwości. Jak widzicie nie jest to lektura dla każdego, ale nie miała taką być od zarania. Świetny tom. Jeden z ważniejszych tomów poezji nowego wieku.
Obciąża mnie wojna
(wojny) zbrodnie
odległe a ja czuję śmierć
Krew w białym piasku
R o z s t r z e l a n y
pyłem zasypuje mnie w okopie
słyszę trawę
Czy poeta jest sumieniem świata? Czy w nim kumulują się te wszystkie wojny, te wszystkie... śmierci, cała przemoc i zło? Poniekąd tak. Poniekąd kumulują się jak zapewne w każdym co wrażliwszym człowieku, a jednym zastrzeżeniem, iż z duszą artysty, z umysłem twórcy nie da się przejść nad tym do porządku dziennego. Taki człowiek musi usiąść i pisać, ale aby pisać... trzeba jeszcze potrafić to (a nawet wielką literą ujmując: To...) wyrazić i napisać. Napisać dobrze i zajmująco, napisać tak, aby czytelnik przeżył, aby pojął i poczuł, aby w to wszedł i chciał czytać dalej. Tak mniej więcej konstruuje się nie tylko poezję, ale i dobrą prozę, w której (aby była dobra) też musi zaistnieć element poezji, ale i warsztatu rzemieślniczo wypracowywanego przez pisarza latami. Kawał dobrej roboty, dni i tygodnie żmudnej pracy i wyczucie poezji tworzą dobrego pisarza. Takiego, którego się czyta, a nie takiego, którym straszy się dzieci w szkołach. Niestety nie regulują tego ani żadne rankingi, ani pożal się boże nagrody (ostatnio już nawet z Noblem w tle) ani nawet żadne naukowe gremia. To reguluje sam (jakbyśmy dziś powiedzieli) rynek czytelniczy i społeczność czytających. Jedynie co można tu dodać, że nie każdy czytający ma dziś możliwość dotrzeć do tego typu Autora, którym tu, dla przykładu jest Grzegorz Trochimczuk. Utrudnia mu to bowiem celowo wytwarzany w kapitalizmie dla ubogich jazgot tych „pięknych i bogatych”, za którymi stoją wielkie wydawnictwa wypasione blichtrem i świecidełkami. Tak się to dziś odbywa. Dobry pisarz tworzy w cieniu, a lansuje się kilku wygodnych durniów, łatwych w obsłudze. Zostawmy to. Wróćmy do naszego Autora. Na co dzień „rozstrzeliwanego” członka Związku Literatów Polskich, ba, Prezesa Warszawskiego Oddziału tej najstarszej i najbardziej zasłużonej dla tradycji w Polsce organizacji literackiej.
Ponieważ Grzegorz Trochimczuk wydał książkę opartą na refleksjach i wspomnieniach najświeższych, na dziennikach jakby sprzed wczoraj i jakże pięknie je przy okazji zatytułował: „Wszystko, co się nam przytrafia” – to warto nawiązywać do „tematów okolicznych”, bo to jest przecież też... wszystko, co nam się przytrafia. Książka Trochimczuka to znakomite świadectwo czasu, odzwierciedlenie społeczne i historyczne, które dotyka tego niedawno minionego czasu od rozpoczęcia wojny przez Władimira Putinia przeciwko Ukrainie, aż po sytuację, w której Donald Trump „dostał w ucho”. Dwa lata. Tylko i aż. Przeczytajcie sami ile nam się w tym czasie przytrafiło, a ile się przytrafiło Autorowi. Wszystkim nam wiele się przytrafiło, a wynika ze znaków na niebie i ziemi, że przytrafi nam się... jeszcze więcej...
To dobrze. Będzie o czym pisać.
Grzegorzowi Trochimczukowi przyświeca w tej jego twórczości wielce szlachetna myśl; (przytoczmy ją w pewnym zarysie)
Pisać, to uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie.
Czy ma to sens? Nie wiem. Zweryfikuje to zapewne przyszłość, następne pokolenia, jeżeli będą czytać cokolwiek. Choć my, pisarze, ratujemy to zapewne nie dla tych kolejnych pokoleń, ale dla samych siebie. Ten mechanizm nadaje sens i uzasadnienie odwagi stwierdzenia jak powyższe...
Czy mamy teraz ten czas, z którego warto jeszcze coś ratować? Czy poezja coś ocala? Czy w ogóle literatura coś i kogoś ocalają? Czy stały się tylko produktem i rozrywką, jak chcieliby bardzo demiurdzy współczesności, używając książek jako jednego z narzędzi łopatologii stosowanej. I to dla garstki czytających, choć wiemy, że garstka to intelektualnie rozwinięta, na tle reszty... Narodu. No cóż. Moje wątpliwości nie wzięły się z powietrza, nie wyssałem ich z palca, wzniecają je w zasadzie stale różne gremia, nawet te kandydujące w najbliższych wyborach prezydenckich. Będziemy mieć wkrótce Prezydenta, na jakiego zasłużyliśmy jako społeczeństwo i naród. „Się nam przytrafi”... jak wszystko co ostatnio nam się przytrafia.
Zapewniam, że warto sięgnąć zamiast po „programy wyborcze” kandydatów po książkę Grzegorza Trochimczuka. Przytrafi nam się wiele refleksji, godnie i dobrze spędzimy czas przy tej lekturze, wciągnie nas i zadowoli, nierzadko zadziwi, zafascynuje i zastanowi. Książka napisana jest bardzo dobrze, językiem łatwo przyswajalnym i narracyjnie nęcącym. Czyta się znakomicie. Czas mija niepostrzeżenie.
Dobrze ujął to Wydawca Trochimczuka pisząc w notce:
Książka jest zapisem przeżyć autora osadzonych w realiach życia współczesnego w formie dziennika. To zbiór esejów, stanowiących wnikliwą introspekcję autora we wszelkie przejawy życia intelektualnego, psychicznego, cielesnego, społecznego itp. Podstawową przesłanką rozważań jest badanie własnej wrażliwości, stosunku do świata realnego i marzeń, poszukiwanie sensu egzystencjalnego człowieka i świata. Tkankę rozważań stanowią fakty z życia osobistego i rodzinnego autora, umieszczone w kontekście zdarzeń przeszłych i bieżących. Autor rozważa stosunek wobec natury, próbuje zrozumieć istotę człowieczeństwa a równocześnie odnosi się do przyjętych norm i czynów, gry politycznej, skutków aktywności militarnej. W szczególności wiele miejsca poświęca dzisiejszym konfliktom wojennym (Ukraina, Bliski Wschód). Książka, ze względu na liczne odniesienia do świata zewnętrznego, stanowi świadectwo współczesności, obrazy wyrażają subiektywny ogląd rzeczywistości i stosunek wobec świata. Znaczącym wątkiem rozważań jest istota procesów twórczych zachodzących u pisarza, a w szczególności charakterystyka jego natury poetyckiej. Nie zabraknie odniesień do innych twórców i ich dzieł. Czytelnik będzie uczestniczył w procesach myślowych autora, doznawał wrażeń emocjonalnych, a być może nawet dotrze do głębiej skrytych pokładów podświadomości.
Nic dodać nic ująć. Może jedynie to, że Trochimczuk nie zajmuje jakiegoś stanowiska w plemiennych sporach, nie bawi się w podglądanie poglądów, czy propagandowe wstawki będące dziś natręctwem wielu autorów. Nie stara się czytelnika do niczego przekonać. Dzięki temu pozwala mu myśleć samodzielnie. Dzieli się wolnością, a pisanie to zmierza właśnie ku wolności – do wolności pytań, wątpliwości i życia. Książka jest bowiem prawdziwym, wartym chwili uwagi, życiem praktycznie każdego z nas. Namawiam Was zatem szczerze i gorąco do lektury poezji i prozy Grzegorza Trochimczuka. To Autor nietuzinkowy. Nie sprawi Wam zawodu. Niech się Wam... zatem przytrafi, jak wszystko.
Andrzej Walter
Małgorzata Hrycaj
Poetki i Poeci do piór!
Wiosna w Szczecinie, to nie tylko czas kwitnących magnolii, zieleniejących parków i ożywających nadodrzańskich bulwarów. Począwszy od 2016 roku, z inspiracji prezesa szczecińskiego oddziału Związku Literatów Polskich, Leszka Dembka, 21 marca, cyklicznie, rozpoczyna się Zachodniopomorska, a w jej ramach Szczecińska Wiosna Poezji. Jej mocnym filarem jest coroczna edycja konkursu poetyckiego imienia Józefa Bursewicza (1927-1982), szczecińskiego poety, publicysty, recenzenta, współzałożyciela legendarnej grupy Metafora. Konkurs odbywa się pod hasłem „O Złotą Metaforę”, jego tematyka jest ogólna, choć bywały edycje szczególne, gdzie oprócz kategorii „Metafora Złota” występowały: „Metafora Szczecińska” (konkurs pierwszy), „Metafora Niepodległa” (w 2018 roku – konkurs Jubileuszowy na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości) oraz „Metafora Wojenna” (w roku 2022 – po agresji Rosji na Ukrainę).
Ten rodzaj twórczej rywalizacji cieszy się dużą popularnością, jego zasięg od ostatnich trzech lat jest międzynarodowy. Służy rozwijaniu pasji literackich, łączeniu środowisk twórczych na całym świecie. Wiersze (w liczbie 3.) przesyłane są pocztą tradycyjną i elektroniczną.
Tegoroczna Szczecińska Wiosna Poezji przyniosła kolejną edycję tej formy poetyckich rozgrywek. Zgłoszenia miały trwać do 21 kwietnia, jednak okres ten został przedłużony do 28 kwietnia 2025 roku.
Reasumując: organizator – Związek Literatów Polskich Oddział w Szczecinie gorąco zaprasza poetki i poetów do udziału w X (III Międzynarodowym) konkursie poetyckim imienia Józefa Bursewicza „O Złotą Metaforę”. Dokładny jego regulamin znajduje się na stronie Oddziału (www.zlpszczecin.pl).
„Emisariusze Wyśnionych Rajów” łączmy się! Niech poezja będzie dla nas jak droga osoba: „Na wspólną radość, na chleb powszedni, na poranne otarcie oczu w blasku słonecznym, na nieustające sobą zdziwienie, na gniew, krzywdę i przebaczenie (…)” (K. I. Gałczyński).
Małgorzata Hrycaj
Zygmunt Dekiert
Twarzą do słońca
Sławomira Sobkowska-Marczyńska swoją drugą książką poetycką zwraca uwagę na „Opuszczone tarasy”. Tak bowiem jawi się tytuł zbioru wierszy, jaki trafia w ręce czytelnika. Metaforyczne zabarwienie płynące z tytułu, w zderzeniu z wierszami jakie czytelnik odnajdzie w książce, zmusza do głębokich refleksji, rozłożonych na kilku piętrach rozważań, zaskakuje swą wyrazistą wymową prowokującą do przeżywania doznań, które wydobyte filozoficznym akcentem kierują w stronę: wspomnień, przeżywania radości, smutku, wzlotów, upadków, nadziei i beznadziejności. Metaforyka „Opuszczonych tarasów” – otwiera furtkę wiodącą do różnorodnych interpretacji stanów emocjonalnych: tęsknoty za kimś lub za czymś, za relacjami i momentami, które odeszły bezpowrotnie. Puste tarasy pozostają symbolem przemijania, pożegnaniem się z bliskimi, to przestrzeń kiedyś pełna radości i ciepła, teraz swą pustką, informuje o nieuchronnych procesach zmian. Taras to miejsce, które obserwowane z zewnątrz staje się przestrzenią otwartą na świat opuszczony, pozostaje klatką pełną zadumy, rozmyślań, przeżywania dramatu osoby odciętej od innych, lub wręcz od rzeczywistości, która za sprawą wewnętrznego rozdarcia – zatraciła swój koloryt.
Wiersze jakie odnajdujemy w publikacji, wiodą czytelnika w świat rozważań chwil tragicznych, nieuchronnych rozstań, w klimaty pamięci o bliskich, jak również poetów, których wiersze pozostały testamentem, czytelnym przekazem, do których wracać – znaczy pamiętać. Analizując poszczególne utwory, kierujemy uwagę na ich bogatą różnorodność pod względem treści oraz formy. Na pytanie, skąd u poetki potrzeba kontaktu z muzą Erato, odpowiada utwór dźwięczący w książce pierwszym dzwonkiem, otwierającym bramy inspiracji. Utwór pt. „Wiersze”, będący wymownym credo poetki, wskazuje na konkretną sytuację wymuszającą wręcz potrzebę ucieczki w świat poezji i w odpowiednim momencie, sięgania po pióro. Czytamy: wyjmuję je / z dźwięków / pobieram / z barw / wskrzeszam z pamięci / mieszam z chmurami / i pozostawiam w przestrzeni //.
Credo Autorki, doskonale rezonuje z wypowiedzią Van Gogha, który twierdził: Nie wymyślam dzieła w całości, przeciwnie znajduje je skończone; muszę je tylko odkryć, wyłuskać z natury. Pojęcie natury, doskonale wpisuje się w ogrom przestrzeni. Właśnie Ona, wszechobecna, będąca nimbem nad głową poety – (malarza), umożliwia narodziny dzieła, emanację bezmiaru twórczych możliwości, czerpania z niej pełnymi garściami, dotykania różnorodnej tematyki, powrotu do chwil, które przeminęły niepostrzeżenie często w ciszy i milczeniu, a za sprawą subtelnej poetyki uzyskują nowe życie. To źródło niewyobrażalnych możliwości twórczych, które za sprawą wyobraźni – promują nowy sens, tak ważny dla każdego odbiorcy, otwartego na dramaturgię wydarzeń, które nieodłącznie przy nas, które - w nas. W publikacji znajdujemy wiersze dedykowane poetom, którzy opuścili ziemski padół, jednak pozostali wśród nas i trwają skarbem Słowa podanym na tacy poetyckiego westchnienia, stanowią oryginalny zapis twórczych dokonań, prowokują do sięgania po strofy, które nadal goszczą na półkach przeżywania poetyckich uniesień. Przykładem wiersz – wspomnienie poety, dedykowany śp. Markowi Słomiakowi: spotkaliśmy się / na progu myśli / w „bramie Słowa” / za nią / objawił się ogród / pełen słonecznych metafor / zacienionych znaczeń / pnących się winoroślą / ku jasności / zmęczonym spojrzeniem / błogosławiłeś tych / którym Logos / podpowiada strofy / w testamencie / zapisałeś nam / dzieło życia / twój poemat / trwa //.
Autorka, przekłada tę refleksję, na kompozycję innych wierszy, które wybrzmiewają poetycką wyrocznią. Dedykując wiersz – śp. Andrzejowi Sikorskiemu: w słowach znaleźć schronienie / były z tobą / w tobie //, znajdujemy wyraźny akcent położony na wartość i znaczenie słowa. Dostrzegamy sytuację, która zdecydowanie wyróżnia poetyckie słowo Autorki – „Opuszczonych tarasów”, od słów, które zaistniały w annałach zapisanych przez innych poetów. Oryginalność słowa – to zauważalna cecha Autorki, która pośród relacji pisanych wspomnieniami, również w wierszach o innej tematyce, wybrzmiewa bogactwem obrazów tonących w emocjonalnej głębi. To permanentne dotykanie akcentów pozostających w sferze niepewności, absolutnej tajemnicy, żalu drzemiącego za utraconym światłem dnia, który pożarty przez mrok nocy, próbuje zdominować nasze marzenia. W wielu krótkich wierszach Sławomiry, czytelnik odnajdzie sublimację doznań nad wyraz złożonych, kamuflowanych w najskrytszych zakamarkach osobistych przeżyć, jednak celowo wyjmowanych na światło dzienne, aby zwrócić uwagę czytelnika na ich uniwersalne znaczenie. Tak odkrywamy zagadkę uwiecznienia wspomnień, zapisaną wierszem pt. „Kolorowa szarość”: są białe noce / którym brakuje snu / i białe welony / nie dające pewności / są czarne myśli / które pchają / w przeszłość jak w przepaść / i czarne buty na ostatnią drogę //.
Pesymizm, czy odnajdywanie drogi w świetlaną przyszłość? Poetka, tytułem książki, zwraca uwagę na fakt specyficznej huśtawki doznań całkowicie przyziemnych, pojawiających się cyklicznie w życiu przeciętnego zjadacza chleba, zamykając podmiot liryczny w kręgu przeżyć przemijającego lata, by w następnym cyklu zawirowań natury, szczodrze obdarować go wolnością. Rozstania – powroty, wierszem oddalane i przywoływane wierszem. Stworzona możliwość obcowania z Tymi którzy odeszli w zaświaty lecz pozostali w pamięci, oraz z Tymi, którzy z nami – tu i teraz. Przykładem wiersz poświęcony poecie – Jerzemu Grupińskiemu, – jestem w ogrodzie / przedzieram zapisaną kartkę / słowa upadają / na ziemię / rozpadają się na litery /...
Wydobyta z intelektualnej przestrzeni poezja Sławomiry, jest głosem, wybrzmiewającym filozofią istnienia: jeśli trudniej jest / zawiązać niż rozsupłać / zszyć niż rozpruć / zbudować aniżeli zniszczyć / trudniej zauważyć niż pominąć / to / trzeba się wspiąć / wyżej //. Wspinając się wyżej, łatwiej kontemplować widnokrąg przeżywania poezji, dostrzec zdarzenia, które w nas lub obok nas zasypiają ciszą, lub porażają krzykiem. Teksty zawarte w książce poetyckiej Sławomiry Sobkowskiej-Marczyńskiej, prowokują do zajęcia stanowiska w kwestii interakcji: człowiek – człowiek. Być może po lekturze wierszy pojawią się pytania: Czy ja, właśnie ja, odnajduję się z całym bagażem wspomnień, wzruszeń, rozczarowań, uśmiechem i łzą? Czy jutro zaświeci dla mnie słońce?
Utwory poetki, wyłaniają się z ogromu przestrzeni pozostającej permanentnie poetyckim pulsem przeżywania tego co ważne, godne zapisania. Wyczuwając doskonale ten puls, dostrzega także potrzebę bawienia się słowem. Przywołując swym wierszem ojca lingwistyki, z wielką atencją porusza się po wyznaczonej przez Mistrza płaszczyźnie oryginalności, sytuując na niej swój wiersz, pt. „Z INSPIRACJI MIRONA BIAŁOSZEWSKIEGO”: uzo natchniuzo / wysnuj / myśli dużo / doprowadź do / konkluzo / i niech się pisaniowość / nie znudzo / nie przegap / nas / muzo //.
W wirze obrazów naturą malowanych, z których czerpie natchnienie poetka, pojawia się również muzyka, która niesie wzruszenie będące wykrzyknikiem wiersza, zamykającym tajemniczy świat, nie do końca płynący szczęśliwością. Czytamy: ...wiolinowym kluczem / zagarnia wszystkie dźwięki / jak wiatr krople deszczu / nie obiecuje niczego / poza wzruszeniem //.
Czy opuszczone tarasy pozostają wyłącznie otwartą przestrzenią ciążącą ekscytacją? W świetle przekazu płynącego ze zbioru wierszy, dostrzegamy, iż opuszczone tarasy to przede wszystkim ścieranie się dwóch światów. Pierwszy – realny, w którym przygoda życia już się rozegrała i drugi przywołany tęsknotą, mistycyzmem pragnień, które winny się ziścić i tak jak tamte pozostawić trwały ślad w pamięci, którego nie zasypią PIASKI niesione wiatrem, jak w wierszu, nawiązującym do tytułu książki: ... zsuwa się ze schodów / przytula do śladów / tamtych dni / wzbija się do lotu / ociera o krzyk ptaków / szuka strzępów dawnych rozmów / i milczeń //. Autorka operując słowem oszczędnym, zatacza równocześnie szeroki krąg przekazu myśli oddziałujących na czytelnika poetycką prowokacją, wywołującą pożądany rezonans w przyswajaniu treści wiersza, emocjonalnych drgnień, od progów radości, po przepaść smutku. Personifikacja piasku, którą dostrzegamy w utworze, to jedna z wielu, inne odkrywamy w kolejnych wierszach: ...są białe noce / którym brakuje snu /..., ...zielona furtka śpiewnie witała /..., chmury mówią / zawsze jest czas na śmierć /, ...jest też / czerwona róża / wspominająca do bólu / tamte chwile /...
Poetka doskonale wyczuwa potrzebę stosowania różnych środków stylistycznych, nadających tekstowi głębię, powodujących zwiększenie ładunku emocjonalnego pieczętowanego głęboko przemyślaną oryginalną puentą, wiodącą w stronę filozoficznych rozważeń, do przystani uduchowienia. Wiersze, które melancholijną refleksją nad przemijaniem łączą się z intelektualną kontemplacją otwierającą drzwi do pytań o sens istnienia, nieuchronność zmian jakie towarzyszą nam w podróży od narodzin do śmierci. Na opuszczonych tarasach, pod ukrytym za chmurami słońcem, zagościły wiersze pełne zadumy, nad wyraz refleksyjne, odwołujące się do zwyczajnych, ludzkich przeżyć, wspomnień, utwory pachnące subtelną liryką, której zapach utrwalony ambrą dojrzałej poetyki, pozostanie trwały mimo wiatru zmiatającego piasek z tarasów, które w oczekiwaniu.
Podążając śladami nadziei, opuszczone tarasy znów będą tętnić życiem, jak wiersze poetki do których wracać będziemy siłą ich filozoficznej głębi niosącej przekaz pamięci, płynący wierszem zamykającym książkę na klucz nostalgii: wyjęłam / z tamtych chwil / wspomnienia / skrojone nienagannie / zasuszyłam / będę z nimi kruszeć //.
Zygmunt Dekiert
____________________________
Sławomira Sobkowska-Marczyńska, Opuszczone tarasy. Redakcja: Dorota Jędraszyk. Redakcja językowa: Maria Duszka. Ilustracje: Radosław Barek. Zdjęcie na skrzydełku: Monika Marczyńska-Leśniak. Wydawnictwo Literackie ATENA, Poznań 2024, s. 54.