Wspomnienie o Andrzeju Tchórzewskim (1938-2025)
10 maja 2025 roku zmarł Andrzej Tchórzewski – poeta, krytyk, eseista, tłumacz. Zgasł człowiek słowa, myśli i pasji – jeden z ostatnich przedstawicieli pokolenia twórców, których życie nierozerwalnie splecione było z burzliwym losem Polski i jej literatury. Odszedł erudyta nieprzeciętny, nieustannie poszukujący, niestrudzenie zgłębiający tajemnice kultury, religii, języków i duchowości. Pozostawił po sobie nie tylko teksty, ale również niezwykły ślad w pamięci tych, którzy mieli szczęście go znać – ślad człowieka światłego i serdecznego, niezmiennie wiernego literaturze.
Był Andrzej pasjonatem – słowa, idei, języka. Jego zainteresowanie dawną literaturą nie było nigdy suche ani muzealne. On w niej żył. Odczytywał staropolskie teksty z precyzją filologa i z wyobraźnią poety. Potrafił z pełnym zaangażowania zachwytem opowiadać o tym, co odległe w czasie, a jednak niepokojąco aktualne. I choć badawczo sięgał w przeszłość, nigdy nie tracił kontaktu z teraźniejszością – z równym zapałem przyglądał się nowym zjawiskom w poezji, trafnie diagnozując kierunki przemian i przewidując ich konsekwencje dla dalszego rozwoju literatury. Był w tym wszystkim – jak to określano – „w szlachetny sposób zapalczywy”. Nie znosił obojętności. Zawsze stał po stronie tych, którzy traktują słowo poważnie.
Andrzej Tchórzewski był człowiekiem wielowymiarowym. Studiował filozofię, socjologię i dziennikarstwo – nie z obowiązku, lecz z głodu wiedzy. I ten głód towarzyszył mu przez całe życie. Jego los, jak życie wielu przedstawicieli jego pokolenia, naznaczony był historią. Lata wojenne spędził w Rumunii. Po powrocie do kraju związał się z Warszawą, która stała się jego domem na wiele dekad. To tutaj zadebiutował jako poeta w 1955 roku na łamach „Kameny”. To tutaj też pracował jako dziennikarz, redaktor, tłumacz – zawsze blisko słowa.
Współtworzył przez lata miesięcznik „Poezja”, gdzie jego wrażliwość redakcyjna i zmysł krytyczny były nieocenione. Pracował również w redakcji hiszpańskiej Polskiego Radia – bo języki były jego kolejną wielką pasją. Był poliglotą z prawdziwego powołania, tłumaczącym nie tylko słowa, ale też sensy, nastroje, kultury. Przekładał z angielskiego, hiszpańskiego, rosyjskiego, portugalskiego, gruzińskiego, ukraińskiego i włoskiego. Każdy przekład był dla niego aktem twórczym, formą dialogu z innym światem.
Tchórzewski był też wrażliwy na młodych twórców. W 2015 roku, razem z Aldoną Borowicz, powołał do życia nagrodę poetycką „Zamiast recenzji” – dedykowaną poetom przed trzydziestką. Pragnął wspierać tych, którzy zaczynają – być może dlatego, że sam pamiętał, jak wiele znaczy pierwsza życzliwa uwaga, pierwszy gest uznania. Był laureatem wielu nagród, ale nigdy nie zabiegał o splendor. Cenił rzetelność, szczerość i wewnętrzną wolność twórczą – wartości, które sam przez całe życie uosabiał.
Był także człowiekiem duchowo niespokojnym, poszukującym. Nierzadko opowiadał z emfazą o swoich podróżach do Zelowa, do wspólnoty ewangelików reformowanych – bo szukał miejsca dla siebie, duchowej przestrzeni, w której mógłby się poczuć blisko tego, co niewidzialne, ale ważne. Rozmawiać z Andrzejem o religii to było spotkanie z człowiekiem głęboko myślącym i nieprzypadkowo pytającym.
Trudno dziś pogodzić się z jego odejściem. Trudno wyobrazić sobie świat literacki bez jego obecności – mądrej, serdecznej, uważnej. Ale pozostają jego słowa, jego przekłady, jego eseje. Pozostaje pamięć o człowieku, który z pasją i czułością przeżywał literaturę. Człowieku, który wierzył, że słowa mogą zmieniać świat – i że warto je zapisywać, dopóki tli się choćby cień sensu.
Żegnaj, Andrzeju. Dziękujemy za światło, które nam zostawiłeś.
Tekst i zdjęcie: ©Andrzej Dębkowski