Nowości książkowe

 

 

Plakat

 

 

Plakat

 

 

Plakat

Nowy numer kwartalnika ETHOS. Od Redakcji

 

Odcienie głupoty

 

Sowa, w mitologii rzymskiej będąca atrybutem Minerwy, od czasów antycz­nych stanowiąca symbol mądrości, w średniowieczu kojarzona była także z głu­potą– uważano bowiem, że światło dzienne oślepia, a w rezultacie także „ogłupia” nocnego ptaka.1 Również później, na przykład w malarstwie niderlandzkim, sowa pojawia się jako wyobrażenie głupoty, niekiedy wiązanej ze skutkami upojenia alkoholowego, jak na obrazie Fransa Halsa Maile Babbe. Janusowe oblicze tego symbolu dobrze oddaje bliski związek głupoty z mądrością–jako jej przeci­wieństwa, braku czy pozoru, ale także, w szczególnym przypadku, jako rodzaju mądrości wyższego rzędu – oraz niejednoznaczność pojęcia głupoty. Zakres tego pojęcia jest nieostry, a znaczenie nie poddaje się ścisłym określeniom. Przymiot­nik „głupi” zwykle odnosi się do osoby nieposiadającej wiedzy, ograniczonej intelektualnie, bezmyślnej, tępej. Immanuel Kant twierdził jednak, że głupota – rozumiana przez niego jako brak władzy rozpoznawania, czyli „rozstrzygania, czy coś podpada pod pewne dane prawidło”2 – to nienaprawialna ułomność, którą niekiedy zdradzają także ludzie uczeni. Nie zawsze też przymiotnik ten określa kogoś pozbawionego określonych kompetencji kognitywnych: wywodzące się od św. Pawła sformułowanie „głupi dla Chrystusa” (por. 1 Kor 4,10) odsyła do porządku wiary, pozwalającej rozpoznać mądrość Bożą. W użyciu potocznym słowa „głupi” czy „głupota” mogą także oznaczać naiwność, łatwowierność czy brak zaradności życiowej, a przy silnym nacechowaniu emocjonalnym – wyrażać po prostu negatywny stosunek do czyichś poglądów czy zachowań.

Matthijs van Boxsel, autor Encyklopedii głupoty, pisze, że głupota jest nie­poznawalna, ponieważ „umiejscowiona i nazwana traci swoją zdumiewającą tożsamość”3, nie można jej zdefiniować inaczej, jak tylko negatywnie, przez zestawienie z kontrastującą z nią cechą. Trudności u ujęciu tak niewdzięcz­nego przedmiotu refleksji powodują, że podejmujący tę próbę autorzy – po­niekąd również van Boxsel – ulegają niekiedy „szaleństwu katalogowania”, gromadząc rozmaite przejawy głupoty dostrzegane w różnych dziedzinach życia i różnych sferach społecznych. Często czynią to (jak van Boxsel) w tonie kpiarskim – podejście takie Erazm z Rotterdamu w swoim słynnym dziele uzasadnia słowami jego głównej bohaterki: „Cokolwiek by tam o mnie po­wszechnie ludzie mówili – bo wiem ja dobrze, jak to brzydko o Głupocie mówią nawet najwięksi głupcy – ja [...] tą jestem, co swą boską potęgą bogów i ludzi rozwesela”.4 Katalogi takie mają długa tradycję w kulturze Zachodu, w szczególności pojawiają się w satyrach stawiających sobie za cel piętnowa­nie ludzkich przywar czy zdegenerowanych struktur społecznych: odnaleźć je można w między innymi cytowanej tu Pochwale głupoty czy we wcześniejszym od niej utworze Sebastiana Branta Das Narrenschiff,5 czyli „Statek głupców”, a także w dziełach plastycznych takich, jak ilustrujące ten poemat drzeworyty Albrechta Dtirera6 i znany pod tym samym tytułem obraz Hieronima Boscha7 czy obrazy Petera Bruegela (na przykład Przysłowia Niderlandzki8 i Walka karnawału z postem9).

Owa rozmaitość przejawów głupoty skłania także do podejmowania prób klasyfikacji jej odmian – na gruncie polskim ostatnio systematykę taką zapro­ponował Jerzy Stelmach10. Warto przypomnieć typologię głupców, jaką w dzie­więtnastym wieku przedstawił w swojej pracy Charaktery rozumów ludzkich11 polski filozof i psycholog Michał Wiszniewski. Sporządzone przez niego opisy siedemnastu „odcieni głupstwa”12 oparte są na zasadzie powiązania dyspozycji umysłu z cechami osobowości: „Gapa” charakteryzuje nie tylko tępota intelek­tualna, ale także obojętność wobec własnego losu i nieobyczajność. „Głupiec zapytujący”13 zaś niezdolność do skupienia uwagi i rozumienia wypowiedzi rozmówców łączy z natręctwem, „nałogowo” zadając pytania dla samego ich zadawania. „Głupiec płaczliwy”14, mając przesadne wyobrażenie o wła­snych walorach, czuje się niedoceniany i zdradza skłonność do mącicielstwa. „Łgarza”15 cechuje swego rodzaju umysłowe niedołęstwo, wybujała fantazja i elokwencja oraz skłonność do ubarwiania prawdy zmyśleniem i kłamstwem. „Półgłówka”16, maskującego słabość pojmowania i rozumowania doskonałą pamięcią wyróżnia spośród innych głupców lekkomyślność. „Głupca zaro­zumiałego”17, „głupca przemądrzałego”18 i „głupca przeuczonego”19 głupimi uczyniła pycha. Nie wszystkie jednak typy głupców wymienionych przez Wiszniewskiego prezentują negatywne cechy charakteru: „półghipiec”20 po­zbawiony zarozumiałości, wobec wszystkich jest serdeczny, a „prostaczek”, umysłowo nieco ograniczony, ale też niezdolny do przebiegłości, szczery, nie zna zła i wyróżnia się czystością i nieskazitelnością duszy. Podobne cnoty prezentuje „człowiek dobroduszny, czyli prostoduszny”21, o nim wszak pisze autor, że w istocie nie jest głupi, a z głupcami łączy go łatwowierność i brak własnego zdania. Te trzy typy zniewalają wręcz dobrocią serca.

Wiszniewski określa głupotę jako połączenie „słabości w rozumowaniu”22 (i „wstrętu do rozumowania”23) z zarozumialstwem, definicja ta jednak nie obej­muje nawet wszystkich wyliczonych przez niego „odcieni głupstwa”, zarówno bowiem „człowiek dobroduszny”, jak i „półgłupiec” są pokorni i zupełnie po­zbawieni zarozumiałości. We wstępie do owej typologii autor podejmuje też kwestię moralnej oceny głupoty. Twierdzi, że wprawdzie głupcy nie przynoszą pożytku społeczeństwu, a często są społecznie szkodliwi i bywają utrapieniem ludzi światłych, ale nie stanowi to ich winy, ponieważ „kalectwo umysłowe”24 jest przypadłością wrodzoną niezależną od ludzkiej woli. Przekonuje, że „głupim wszystko przebaczać trzeba, «bo nie wiedzą co czynią»„25; należy darzyć ich chrześcijańską miłością nie zaś potępiać. Zajmując tak radykalne stanowisko, Wiszniewski również w tej kwestii popada w pewną niekonsekwencję, ponieważ szczegółowe charakterystyki rodzajów głupców wskazują że „człowiek ciemny” jest takim nie wskutek wrodzonej „niedołężności”26 rozumu, lecz z powodu jego zaniedbania, podobnie „głupiec przemądrzały” i „głupiec przesądny” mogą być z natury rozumni, choć czynią z rozumu niewłaściwy użytek.

Zarozumialstwo często uważane jest za symptom głupoty. Za „funda­mentalne” w tym zakresie można uznać wypowiedzi Platońskiego Sokratesa. Powołując się na słowa Diotymy, mówi on: „Głupi [...] nie filozofują i żaden z nich nie chce być mądry. Bo to właśnie jest całe nieszczęście w głupocie, że człowiek nie będąc ani pięknym i dobrym, ani mądrym, przecie uważa, że mu to wystarczy. Bo jeśli człowiek uważa, że mu czegoś nie brak, czyż będzie pragnął tego, na czym mu, jego zdaniem, nie zbywa?”.27 Mądrość jest warunkiem postępowania dobrego moralnie – głupiec, nie posiadający wiedzy o cnocie, a jedynie mniemanie o niej, nie może jej praktykować.

Tezę będącą niejako odwróceniem stanowiska intelektualizmu moralne­go prezentuje Dietrich von Hildebrand: „W dobroci tkwi światło użyczające człowiekowi dobremu specyficznej godności intelektualnej. Prawdziwie dobry człowiek nigdy nie jest głupi ani ograniczony, chociażby nawet pod względem umysłowym nie był zbyt obrotny i nie posiadał talentu rozwijania działalności intelektualnej. Tymczasem każdy człowiek niedobry jest właściwie zawsze ograniczony, wręcz głupi, choćby nawet miał genialne osiągnięcia w dziedzi­nie intelektualnej”.28

Problemy z kwalifikacją moralną głupoty również wskazują na migotliwość tego pojęcia. Od sposobu rozumienia głupoty zależy odpowiedź na py­tanie, czy podlega ona takiej kwalifikacji, a w perspektywie teologicznej – czy może być uznana za grzech bądź drogę do świętości. Na przykład Tomasz z Akwinu mianem głupca określa (między innymi) człowieka niezdolnego do wydawania sądów o rzeczach ważnych, szczególnie sądów dotyczących najwyższej przyczyny. Ustosunkowując się do stanowiska Augustyna, zgodnie z którym głupota jako niezależna od woli nie mogłaby być grzechem, Akwinata stwierdza, że skoro dobrowolne jest uleganie pragnieniu zanurzenia umysłu w rzeczach ziemskich, a tym samym oderwanie go od rzeczy duchowych, prowadzące do głupoty, to znaczy że jest ona grzechem (nie dotyczy to jednak wszystkich rodzajów głupoty).29

Zasygnalizowanych wyżej trudności w ujęciu przedmiotu badań, jakim jest głupota, świadomi są autorzy artykułów zawartych w niniejszym tomie „Ethosu”, ukazujących różne jej aspekty i konteksty. Oddajemy tom ten w ręce czytelników z przekonaniem, że wszelka wiedza na temat głupoty pomaga w identyfikacji jej przejawów, a tym samym w ich przezwyciężaniu.

Mirosława Chuda

 

_________________ 

[1] Por. W. Kopaliński, hasło „Sowa”, w: tenże, Słownik symboli, Wiedza Powszechna, Warszawa 1990, s. 396.

2 I. Kant. Krytyka czystego rozumu, tłum. R. Ingarden, PWN, Warszawa 1957, t. 1, s. 282.

3 M. van Boxsel, Encyklopedia głupoty, tłum. A. Dehue-Oczko, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2005, s. 28.

4 Erazm z Rotterdamu, Pochwała głupoty, tłum. E. Jędrkiewicz, Altaya Polska – De Agostini Polska, Warszawa 2001, s. 10.

5 Zob. S. Brant, Das Narrenschiff, Johann Bergmann von Olpe, Basel 1494. W przekładzie Andrzeja Lama utwór ukazał się jako Okręt błaznów (zob. tenże, Okręt błaznów, tłum. A. Lam, Akademia Humanistyczna im. A. Gieysztora, Pułtusk 2010).

6 Albrecht Dtirer, Narrenschiff, cykl drzeworytów, 1494, https://commons.wikimedia.org/wiki/ Category:Albrecht_D%C3%BCrer_woodcut_series_–_Narrenschiff.

7 Hieronim Bosch, Statek szaleńców, ok 1490–1500, Luwr, Paryż.

8 Pieter Bruegel, Przysłowia niderlandzkie, 1559, Gemaldegalerie, Berlin.

9 Pieter Bruegel, Walka karnawału z postem, 1559, Kunsthistorisches Museum, Wiedeń.

10 Zob. J. Stelmach, Systematyka głupoty, w: B. Brożek, M. Heller, J. Stelmach, Szkice z filozofii głupoty, Copernicus Center Press, Kraków 2021, s. 11–58.

11 Zob. M. Wiszniewski, Charaktery rozumów ludzkich, oprać. J. Dybiec, PWN, War­szawa 1988.

12 Zob. tamże, s. 85–104, rozdz. „Głupstwo i rozmaite jego odcienie”.

13 Tamże, s. 94.

14 Tamże, s. 96.

15 Tamże, s. 98.

16 Tamże, s. 99.

17 Tamże, s. 97.

18 Tamże, s. 101.

19 Tamże, s. 94.

20 Tamże, s. 100.

21 Tamże, s. 101.

22 Tamże, s. 89.

23 Tamże, s. 101.

24 Tamże, s. 89.

25 Tamże, s. 91.

26 Tamże, s. 103.

27 Platon, Uczta, 204 a, w: tenże, „Uczta”. „Eutyfron”. „Obrona Sokratesa”. „Kriton”. „Fedon”, tłum. W. Witwicki, PWN, Warszawa 1984, s. 103.

28 D. von Hildebrand, Fundamentalne postawy etyczne, tłum. E. Seredyńska, w: D. von Hildebrand i in., Wobec wartości, W drodze, Poznań 1982, s. 50.

29 Por. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-II, q. 46, a. 2, conclusio; tenże, Suma teologiczna, tłum. Stanisław Bełch i in., t. 16, Miłość, tłum. A. Głażewski, Ośrodek Wydawniczy Veritas, London [b.r.w.], s. 301.

 

Plakat

 

 

 

Plakat

Informacja własna organizatorów

 

Afera Kryminalna 2021

 

Po rocznej przewie od spotkań na żywo rusza Afera Kryminalna organizowana przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną w Gdańsku oraz Wydawnictwo Oficynka. Przez dwa dni – 03.12. (piątek) oraz 04.12 (sobota) – miłośnicy kryminału będą celebrować swoje święto wraz z ulubionymi autorami.

Warsztaty pisarskie i podcastowe oraz panele dyskusyjne z topowymi pisarzami to mocna strona tegorocznej odsłony tego znanego w całej Polsce festiwalu – mówi Marek Demczuk, kierownik Działu Promocji, Marketingu i PR WiMBP w Gdańsku.

Głównym punktem pierwszego dnia Afery Kryminalnej będzie panel dyskusyjny „Hipnotyzujący urok zła” w Bibliotece Oliwskiej. Małgorzata Oliwia Sobczak, Mariusz Czubaj, Robert Małecki i Krzysztof Beśka porozmawiają o tym, czemu tak bardzo fascynuje nas zbrodnia i dlaczego często to zło okazuje się bardziej pociągające niż dobro.

Drugi panel dyskusyjny będzie mieć miejsce kolejnego dnia festiwalu – w sobotę 04.12., kiedy to w Bibliotece Manhattan zostaną wspólnie przedstawieni pisarze-debiutanci, którym krytycy literaccy wieszczą osiągnięcie sukcesu.

Oprócz panelów odbędą się na żywo tradycyjne spotkania autorskie z Maxem Czornyjem, Martą Matyszczak, Michałem Larkiem oraz Mają Strzałkowską, autorką uwielbianej przez dzieci „Julki i Szpulki”.

Udało nam się również zaprosić Grahama Mastertona. Będzie on gościem specjalnym naszego festiwalu. Na spotkanie z pisarzem oraz z Jane Corry zapraszamy do Biblioteki Manhattan. Ze względu na sytuację pandemiczną, goście z zagranicy będą się łączyć z nami zdalnie, a zgromadzona publiczność będzie mogła śledzić rozmowę na ekranie rozstawionym specjalnie na tę okazję. – mówi Zofia Tatarek, koordynatorka Afery Kryminalnej.

Ruszyły zapisy na warsztaty pisarskie z Piotrem Borlikiem oraz podcastowe z Michałem Larkiem. Została przygotowana również atrakcyjna oferta dla dzieci: warsztaty detektywistyczne z Mają Strzałkowską, autorką „Julki i Szpulki” oraz warsztaty, które poprowadzą doświadczone edukatorki z Biblioteki Oliwskiej.

Z niektórych spotkań z autorami będzie prowadzony dodatkowo streaming na Facebooku.

Szczegółowy program Afery Kryminalnej 2021 znajduje się na: https://fb.me/e/UBVOIJHV oraz na: https://wbpg.org.pl/aktualnosc/afera-kryminalna-2021

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Nabałaganił ten Brejnak

 

Nagrodziliśmy w tym roku tamten rok, który jakoby nam uciekł. I tak już chyba pozostanie. Wszystko, gdzieś, kiedyś będzie już nam uciekać. Może dlatego nagrodziliśmy pewnego rodzaju poetyczne sudoku. Patetyczną łamigłówkę słów, skojarzeń, labiryntów znaczeń i zabawy słowem. Poezję pędzącą przez salony na łeb, na szyję i nie oglądającą się na nikogo. Budzi ona zachwyt, wznieca niesmak, łamie konwenanse, przerywa ciszę, krzyczy, czai się w kącie i rzuca ci się do gardła. Nie jest obojętna. Jest szorstka. Drażniąca. Ślepa. Upajająca. Ech…

Reklama w sieci brzmi tak: Znakomity debiut poetycki Sebastiana Brejnaka. Kto wie, może to jest najciekawszy głos młodego pokolenia poetów? Oto debiutancki tom wierszy Sebastiana Brejnaka, wszechstronnie utalentowanego poety i muzyka. Tom zatytułowany „Filo”.

 

Filo – to ciasto składające się z warstw, etymologicznie w różnych językach znaczyć może też, na przykład, nić albo ostrze. Taka jest ta poezja – śmiała, wrażliwa, łącząca różne rejestry, języki i tradycje. Jest w niej trochę zgrywy, ale równie dużo dążenia do wyławiania z pomieszania sensu prawdziwości lub nieprawdziwości tego, co wyrażane.

Autor wyrywa słowa z ich utartych znaczeń, by wepchnąć je w inne konteksty; gra aluzjami, skojarzeniami, dochodząc do absurdu, a czasem do paradoksu.

Zapytam niebanalnie – czy nie zbyt wiele tego absurdu? Może jednak tak trzeba, skoro jeszcze jacyś tam odbiorcy klasyki już nie słyszą, nie widzą, nie cenią? Inny dobrze już namaszczony i wylansowany poeta, wciąż młody, acz do bólu klasyczny, nieodrodny uczeń mistrza Tadeusza, Tadeusza Różewicza, też Tadeusz (bez kija nie podchodź) Dąbrowski tak oto reklamuje kolegę „spod pióra”:

Precyzja współistnieje u Brejnaka z szałem, język pędzi tu na łeb, na szyję, ale nie traci głowy (jeśli w ogóle głowę posiada, przyp. autora).

Wyczuwam w tym poecie głód autentyczności połączony ze świadomością, jak niewiele jest świeżych składników w naszej codziennej paplaninie. On te nieświeże produkty uciera na tarce i na szczęście dla czytelnika co rusz kaleczy się w palec.

O tak. Tak właśnie „poleca” nam żywność nie do spożycia oraz palec ten, który spożył już nazbyt wiele. Do chóru promotorów dołącza się Diva Divissima, nie kto inny jak sama femme fatele polskiej poezji – madame Ewa Lipska. Niekwestionowany numer dwa pozostająca wieczną kandydatką. Posłuchajmy:

Twoje wiersze (Sebastianie) kojarzą mi się z poetyką dodekafoniczną, schönbergowską atonalnością. Przechowuj je w suchym i chłodnym miejscu, z dala od dzieci  (i krytyków literackich, przyp. autora).

Kiedy byłam w Twoim wieku, zakochana w Gouldzie (a w kimże by innym? ach…, och…) i w jego interpretacji Bacha, chciałam być fortepianem. Nie udało się; zostałam jedynie składaczem słów na tym wielkim wysypisku odpadów lirycznych…

Nie rozwiewaj się więc nadmiernie, Drogi Huraganie, ubieraj się ciepło i graj w darta. Bądź dalej źródłem poetyckich protein. Życzę Ci dobrej nocy, wiej w sen…”

Przecieram oczy i wierzyć mi się nie chce. Wszyscy (łącznie ze mną) usiłują się wystroić, przystroić, dostroić i rozstroić, i grać tę kakofonię erudycji, lecieć i lecieć, i upaść w końcu w te Dedale Ikary i stale wysysać krew z Sebastiana Brejnaka, który nam tu niezły bardako-Brejnak uczynił tej jesienio-wiosny bez postu i pod prąd pędom nieświeżych laudacji wybitnych młodonarodzonych na pęczki, u dajmy na to takiego profesora Śliwińskiego, czy Bralczyka, albo innego słodzio Miodka oraz Sędziów Absolutnych Upadłej Akademii nikomu niepotrzebnych: krytyk, poezji, poetów, wierszokletów, literatów i całej tej zbieraniny biedą przymierającej permanentnie i elokwentnie. Sapristi.

Czy to już arcy arcy arcy dzieło czy jeszcze debiut, oceńcie sami. Póki co, Poznań literacki sygnalizuje, że warto po nie, że warto po ten tom sięgnąć. Zatem sięgajcie, czytajcie, radujcie się obficie, należycie i z rozsądnym umiarem. Niektórym zaszkodziło…

Andrzej Walter

 

PS.

nieustająco poruszony niniejszą lekturą – laudacją – inspiracją i pożegnaniem Marsjan;

po kilku słowach sławniejszych Koleżanek i Kolegów

– ja również chciałem się z Wami... pożegnać;

Po prostu; od jutra będziecie kochać... kogoś innego 😊

 

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Szaniec bez kamieni 

 

Każdego ranka budzimy się w milczeniu. Pytamy samych siebie o wszystko, co istnieje od początku i sto tysięcy lat później, po okropnościach wojen piszemy na skrawkach papieru i w atmosferze resztek zwątpienia, w obliczu zgniłej rzeczywistości i coraz silniej rdzewiejących ciał. Poszukujemy zaginionej duchowości na pustyni współczesności. Nocami rozgrzewamy się wewnętrznym ogniem weny, aby za dnia pozbywać się resztek nadziei. I tak wędrujemy po skłóconej Polsce, przystajemy obok przydrożnych drogowskazów, szukamy w przeróżnych tekstach minionych potęg, dzielimy też z literackimi braćmi smutny los poetów, bo tak sobie w życiu wybraliśmy, bo tak postanowiliśmy, bo na to nas skazano, z tej strony nadeszło przeznaczenie. Los poety w tym świecie, w świecie, w którym poezja stała się niepotrzebnym wytryskiem wygasłych wulkanów, w którym stała się śmiechu wartym buntem wobec hedonizmu i użycia, w którym na poezję jest po prostu brak czasu.

Mógłbym się śmiało podpisać mentalnie i świadomościowo pod tym wierszem bez tytułu otwierającym dopiero co wydany w 2021 roku znakomity tom poezji Andrzeja Dębkowskiego „Na ziemi jestem chwilę”. W naszych myślach inne słowa, w świadomości inna wrażliwość, każdy z nas ma jakąś odmienną i tylko swoją historię, ale łączy nas przecież ten sam bunt, ta sama niezgoda, ten sam ferment duchowy, który sprzeciwia się negacji literatury kosztem nowoczesnej i postępowej karuzeli świata bez czytania, bez tekstu, bez wyobraźni słowa.

Zgoda. Każdy z nas napisałby to przecież inaczej, po swojemu, we własnej formie i stylu, lecz chciałem Wam jedynie przybliżyć ten tom, tom tak bardzo cenny, mądry i metaforycznie realistyczny najlepiej jak potrafię. Czuję go niemal podskórnie, gdyż od dłuższego czasu meandry codzienności prowadzą nas do nieomal tożsamych konkluzji czy refleksji.

Świat się rozpada. Świat jaki znamy. My, ukształtowani w innej rzeczywistości, w poprzednim stuleciu, w epoce poezji i krwi, nie godzimy się teraz na: nową edukację pokoleń – bez literatury, bez kultury, bez ducha, albo z literaturą traktowaną jako piąte koło u wozu, albo z przyzwoleniem na smakowanie literatury jedynie ze streszczeń, bryków i podsumowań. Nie godzimy się na edukację obrazkową, na zanik wyobraźni, na degradację słów i historii, na erozję myślenia.

Cóż z tego, że się nie godzimy skoro walec świata popychany jest i snuty przez samozwańcze elity włodarzy państwem czy społeczeństwem i zmierza ochoczo ku bardzo brzydkiej katastrofie. Pędzi tam już z prędkością nie do zatrzymania i tratuje na swym szlaku prawie wszystko w co do tej pory wierzyliśmy, co ukochaliśmy i czemu poświęciliśmy swoje życie. Poezję odłożył do lamusa. Wrażliwość wyśmiał, a nieprzystosowanych wyciął z kontekstu.

Tom Dębkowskiego o tym między innymi opowiada. Nie wprost, nie dosłownie, nie jawnie. Kluczy w metaforach, jest niemal gęsty żalem, rozpaczą, smutkiem, czy ja wiem, oswojoną już nostalgią za tym, co odeszło. Tom Dębkowskiego czasami szydzi – nawet mottem:

 

W dziwnym świecie,

dziwni ludzie,

mówią dziwne rzeczy.

 

To eufemizm, zmiękczenie kadru. O „tych” ludziach w kuluarach literackich salonów mówi się o wiele dosadniej. W tym „dziwnym” świecie. Dębkowski niejako ostrzega, chce nas uratować diagnozując: narcyzm, nieomylność („tych ludzi”), ich głębokie i niezachwiane przeświadczenie o własnej wartości, ich chęć narzucenia nam: mód, trendów, nawet modelu patriotyzmu czy hierarchii wartości.

 

Zło, nadchodzi znienacka. (...)

Coraz mniej zależy od nas. (...)

 

Dookoła fałszywe prawdy –

stają się twarde i służą już tylko mamieniu.

Gazety drukują kolumny ze skandalami.

Sklepy z porcelaną obłudy

proponują nam rozbite naczynia –

pochodzące z dynastii „Money”.

 

Potem budzimy się w rzeczywistości wstydu. Wiersz „Skrzenie” prezentuje nam prawie całokształt naszej codziennej współczesności. Dyskretnie jakby krzyczy, a może jedynie chce być tylko przestrogą. Nie wiem. Wiem, że czytam i widzę prawie namacalnie całą tę hipokryzję, pod którą zakrywa się dziś to, co nas boli, czego się obawiamy, lękamy i co nas wręcz przeraża, a co wyrażamy w niepokoju, rozmowach i w planach na jutro. Choć nie wiem, czy nie przestaliśmy mieć już tak naprawdę planów na jutro, a raczej żyjemy sobie (ciut cynicznie) z dnia na dzień wierząc, że katastrofa nastąpi w bliżej nieokreślonym „kiedyś”, a będzie to jak najpóźniej. Bo, że katastrofa w takim świecie nastąpi, raczej nie mamy wątpliwości. Jest coraz ciemniej, coraz głupiej i coraz ciszej. W zgiełku igrzysk chowa się myślenie, wyciąganie wniosków, nieskrępowaną wyobraźnię. Zastępują ją: kalki, zapożyczenia, schematy i automatyzm. Daleko idąca systemowość odbioru: uczuć, idei, delikatności czy nawet miłości. Słowo prawda straciło już dawno, ale nada i wciąż traci cały swój zapach, smak i koloryt.

My z kolei, poeci, wierszokleci, ludzie z kultury słowa, dzieci Księgi, nieprzystosowani, roztrzęsieni, zagubieni, próbujemy opisać i wyrazić swój bunt, swoją niezgodę i swoje zatrwożenie takim stanem rzeczy budując swoisty szaniec bez kamieni, bezzębny, miałki i nietrwały wał oporu wobec barbarzyńców. Rozsypujący się na każdym rogu rzeczywistości, zwietrzały od niewysłuchanych skarg, zmurszały erozją samych podstaw, na których budowaliśmy całą naszą konstrukcję bytu, trwania i nadziei. Śmieją się z nas, albo przynajmniej traktują z pobłażaniem i to w najlepszym wypadku tego całego cyrku współczesności opartej na pieniądzach i władzy, na machiawelizmie i dosadności, na skuteczności i nie liczeniu się ze słabszym. Całokształt tego kabaretu w coraz tandetniejszej formie przeniósł się do mediów, które życie literackie czasami wychwala fałszywie na peryferiach oglądalności, ale tylko to, które dobrze wpisuje się w kontekst tego ogromu zażenowania. Wychwala szok, sensację, prowokację i łamanie tabu. Piękno pozostawiając pięknoduchom – jednostkom najsłabszym, dla których w takim świecie miejsc przecież brak.

Wróćmy do tomu Andrzeja Dębkowskiego „Na ziemi jestem chwilę”. To świetny tom. Boleśnie prawdziwy. Dojmująco opisuje stan cywilizacji, więcej pyta niż odpowiada, jest dobrym i właściwym świadectwem czasów, prowadzi myśl tam, gdzie ona powinna być poprowadzona. Czyni to w sposób wyrafinowany, nie szarżuje, bez zbędnej brawury używa słów, z których ciężko się otrząsnąć. No cóż, że nie zaśniecie być może po lekturze tego tomu? Trudno. Sądzę jednak, że jedynie Ci, którzy zrozumieją, gdyż jak wiemy nawet wśród poetów bywają indywidua miewające, delikatnie rzecz ujmując, problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Takie czasy. Właściwie efekt nieprzemyślanych decyzji kogoś, kiedyś i gdzieś. Mniejsza z tym. Zaburzenia snu po lekturze niemal wskazane. Przecież po to poeta pisze ten wiersz, aby coś w odbiorcy drgnęło, aby się przebudził, aby podążył choć na moment nowym szlakiem wyobraźni. To się Dębkowskiemu w stu procentach udało. Ten tom jest pozycją ważną, poważną i zauważalną na mapie polskiej poezji. Choć to tom dla wymagającego odbiorcy, dla czytelnika wyrobionego, myślącego, mocno osadzonego w rzeczywistości czasów i wyzwań w skali właściwie całej ludzkości, a nie tylko jednostkowego dobrostanu refleksji nad ciałem i duchem i zielenią planety snutej przez kolejną jakąś przyszłą Madame Nobel w oderwaniu od wszystkiego co się za oknem nieomal dzieje na co dzień i na wyciągnięcie ręki. (To ciepło ręki... to właśnie nadzieja u Dębkowskiego, ale to dygresja).

 

Kiedy umrę, nie stój nad moim grobem

zbyt długo, lepiej zamknij oczy i przypomnij

sobie te chwile razem spędzone w sadzie,

pełnym oliwek i tajemniczego piękna.

 

Czas nie jest odpoczynkiem,

ani snem, ani śmiercią, ani popiołem...

Stoję spokojnie i rozglądam się

po tych wszystkich wzgórzach,

których nie zaznałem

i na których nigdy nie byłem.

Na szczycie poczułem ciepło pomarszczonej

upływającym czasem dłoni.

 

Pytajmy coraz intensywniej – czym jest czas. Marnujmy na to czas, aby czas nam odpłacił ową dociekliwością nieskończoną i przestał nas ograniczać. Poeci nie wierzą w czas. Wierzą w tysiące istnień, ale nie w czas. Czas jest przedmiotem zachwytu, lęku, fascynacji, zdziwienia, ba, analizy, ale poeci nie mogą wierzyć w czas. Czas ignorują. Muszą. Kiedy poeci umierają, umiera bowiem cały świat.

No cóż, „Na ziemi jestem chwilę”...

Wiem, zrobiło się smutno, zimno, przygnębiająco, źle. Właściwa pora na otrząśniecie się.

 

nagle zdajemy sobie sprawę,

że w wieku informacji

można zdobyć wiadomość z dowolnej dziedziny,

oprócz elementarnej

– skąd jestem

(...)

 

Kto nie pamięta przeszłości,

ten nie ma przyszłości,

choćby powtarzał wciąż te same słowa.

Różne kamienie spotyka człowiek na drodze życia.

Jedne usuwa z pola,

inne gromadzi,

żeby zrozumieć, żeby zbudować dom.

Kamień jest twardy i wieczny.

 

Kamień jest symbolem istnienia. My, poeci, jakby już nie istniejemy. Wyrugowano nas z przestrzeni publicznej, albo dzieje się to na naszych oczach. Tom Andrzeja Dębkowskiego jedynie stawia kilka nieprzyjemnych w percepcji tez. Buduje też w nas tęsknotę za pięknem, nieśmiertelnością, za niezniszczalnością wiecznych stanów emocji, uczuć, bliskości. Jest pełen goryczy, ale i pełen fascynacji całością życia. Odzwierciedla nasz stan. Jest trudny. Przystawiono nam do głowy rewolwer. Każą nam się z tych szkół, bibliotek i scen po prostu wynosić i wynosimy się. Ukrywamy się coraz częściej w podziemiach, w nieogrzewanych salkach bez publiczności i nagłośnienia. Czytamy wiersze, pijemy wódkę, jesteśmy razem i wciąż wierzymy. W co wierzymy? W poezję, w miłość, w słowa, w samych siebie. Dobrze Andrzeju, że napisałeś i wydałeś ten tom. Podsumowałeś nim siebie i cały nasz byt, całą naszą rzeczywistość, nasze oczekiwania, tęsknoty i nadzieje. Pomimo cykuty i octu, przebitego boku i krzyża apokalipsy pokazałeś nam, że... kamień jest twardy i wieczny.

Tylko trochę żal, że przyszło nam żyć w czasach, kiedy prawie każdy szaniec jest dziś bez kamieni... kiedy trafiają się w środowisku literackim szarlatani wręczający jakieś dziwne nagrody i utrzymujący, że nawet poezja jest wyścigiem szczurów. Kiedy tłum rechocze na kiepskim kabarecie, a nie ma czasu na moment zamyślenia i porzucił już wszelkie zachwyty, jako przecież elementarne źródło natchnienia i sztuki. Poezja jest dziś bezpańska, bezradna i chyba coraz dziwniejsza.

 

w dziwnym świecie

dziwni poeci

piszą dziwne wiersze

które dziwni krytycy

stawiają na coraz dziwniejsze

piedestały

Andrzej Walter

 

________________

Andrzej Dębkowski, Na ziemi jestem chwilę... Redakcja, projekt okładki i zdjęcie na I stronie okładki: Andrzej Dębkowski. Zdjęcie na IV stronie okładki: Andrzej Walter. Wydawnictwo Autorskie Andrzej Dębkowski, Zelów 2021, s. 64.