Nowości książkowe

 

Plakat

Małgorzata Kulisiewicz

 

Fakty i fantazja. Subiektywnie o nowościach

 

Najtrudniej opowiedzieć historie, które wszyscy znamy. Opowieści literackie i filmowe z żydowskich gett wielokrotnie już do nas trafiały. Fabuła książki Dominika W. Rettingera „Miłość w czasie zagłady. Historia z krakowskiego getta” oparta jest w ogromnej większości na prawdziwych sytuacjach i postaciach. Najważniejsza w książce para istniała naprawdę. Oswald Bousko, wicekomendant Schutzpolizei w krakowskim getcie i Rebeka Steinert-Aspis, młoda wdowa żydowskiego pochodzenia z dwójką małych dzieci, która uciekła z getta razem z Oswaldem Bousko. To ich miłość stworzył literacko na nowo Rettinger.

W opowiadanej historii uczestniczy też wielu innych wojennych bohaterów: Juliusz Madritsch, niemiecki przedsiębiorca pomagający ratować Żydów, Tadeusz Pankiewicz, właściciel Apteki „Pod Orłem”, Mordechaj Gebirtig, znany żydowski poeta, czy Roman Zbroja, działacz Żegoty, przedwojenny piłkarz. Opowieść toczy się wartko jak film akcji, czytamy ją jednym tchem. Historyczne źródła nie pozwalają w pełni zrekonstruować wszystkich zdarzeń i szczegółów, autor tworzy więc częściowo literacką fikcję, ale jakże frapującą i całkiem prawdopodobną. Nadaje zaginione imiona i nazwiska postaciom istniejącym naprawdę, tak jak Rebece.

Książki nie należy traktować jak historycznego źródła, bo to przecież powieść, ale zachęca ona, by poznać dokładnie fakty z niemieckiej okupacji. Świetnie zarysowane postacie, konflikty, sprzeczne interesy, groza drugiej wojny światowej, tworzą niebanalną fabułę. Na drodze Oswalda Bousko staje jego przyjaciel, oficer SS Jakob Kunze, który za wszelką cenę stara się nie dopuścić do związku Rebeki i Oswalda i pokrzyżować ich plany. Czy mu się uda?

Oswald Bousko, który pomógł wielu Żydom wydostać się z getta, został odznaczony pośmiertnie medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata Instytutu Yad Vashem.

Plakat

Skąd bierzemy tematy reportaży, jak rozpocząć tekst, by przyciągnął uwagę czytelnika, co po początku? Jak stosujemy stylizację, montaż opisów, monolog bohatera, elipsę, rekonstrukcję dialogów? Jak ukryć się za narratorem bezpośrednim? Jak rozmawiać z bohaterem, by wydobyć najciekawsze rzeczy? Szczegół-metafora, szczegół-emocja, szczegół synteza i szczegół jako bohater reportażu. Te i inne interesujące problemy opisuje w swojej książce „Fakty muszą zatańczyć” Mariusz Szczygieł, znany dziennikarz, wykładowca reportażu, twórca wydawnictwa „Dowody na Istnienie”, autor wielu książek reporterskich. Za „Gottland” (2009) dostał Europejską Nagrodę Książkową, za „Nie ma” (2018) Nagrodę Literacką „Nike”. W 2013 roku uzyskał tytuł Dziennikarza Roku w konkursie Grand Press.

„Fakty muszą zatańczyć” to jednocześnie relacja z własnej pracy reporterskiej i rodzaj twórczego podręcznika. To również wspomnienia o mistrzach reportażu, których znał i z którymi przyjaźnił się Szczygieł oraz opowiadanie o pisarzach non-fiction i nowatorskich nurtach dziennikarstwa bez sztywnych zasad, w Ameryce ochrzczonych nazwą Gonzo. Książka przybiera formę czterystustronicowego zbioru esejów tematycznych, z bogatą bibliografią i literaturą przedmiotu. Pisana jest żywo, lekko i interesująco, potwierdzając talenty Szczygła jako mistrza różnorodnych narracji. Dzięki temu można ją polecić jako dobrą lekturę nie tylko dla ludzi zawodowo piszących, ale i dla wszystkich czytelników.

Plakat

„Skrzypaczka z Auschwitz” to powieść oparta na faktach. Ellie Midwood, autorka bestsellerów historycznych, tym razem czerpała inspirację z biografii Almy Rosé, słynnej wiedeńskiej skrzypaczki żydowskiego pochodzenia, przedwojennej gwiazdy, która w 1943 roku znalazła się w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu-Brzezince. Alma, dzięki swoim talentom i przeszłości cieszyła się poważaniem wśród esesmanów, które wzrosło jeszcze, gdy stanęła na czele obozowej orkiestry kobiecej stworzonej przez nią z niewielkiej grupy dziewcząt, grających proste utwory towarzyszące wymarszom więźniów do pracy. Czterdziestoosobowa orkiestra, już profesjonalna i przyuczona przez Almę do grania klasyki na koncertach dla esesmanów, pozwoliła jej członkiniom zachować życie i lepsze warunki egzystencji w obozie. Dyrygentka i skrzypaczka Alma Rosé pomogła więźniarkom przetrwać czasy grozy. Dzięki orkiestrze poznała też Mikloša, węgierskiego pianistę, bratnią duszę. Czy przeżyją obozowe piekło i czy ich miłość ocaleje?

Powieść Elle Midwood jest jedną z najlepszych z wielu, które powstały w ostatnich latach na temat Holocaustu. Sprawnie napisana fabuła, empatia wobec bohaterów, znajomość kwestii, ogromna wiedza historyczna autorki sprawiają, że jest to przejmująca proza, którą się dobrze czyta.

Plakat

Emma Isaacs jest założycielką i prezeską Business Chicks, firmy działającej w Australii i Stanach Zjednoczonych. Wystartowała w biznesie jako osiemnastolatka i w ciągu następnych pięciu lat została milionerką. Jest utalentowaną autorką bestsellerów, przedsiębiorczynią, organizatorką, liderką, matką sześciorga dzieci. Organizuje rocznie ponad sto wydarzeń, na których goszczą gwiazdy biznesu, filmu, celebryci. „Improwizuj! Przestań myśleć, zacznij robić” jest rodzajem niezwykle interesującego i inspirującego poradnika jak odnieść sukces i prowadzić spełnione i ekscytujące życie. Jest książką nie tylko o udanym biznesie, w uniwersalny sposób odnosi się do skutecznego działania i przyciągania sprzyjających zdarzeń i ludzi, oparta jest na głębokiej i praktycznej znajomości psychologii. Może dotyczyć każdej dziedziny życia. Emma Isaacs poleca działanie i istnienie z pełną mocą, wyzwalające wewnętrzną energię i umiejętność dostrzegania pozytywnych stron każdej sytuacji. Zaleca życie pełną piersią, bez zamartwiania się o przyszłość. Woli szybkie, spontaniczne i twórcze działanie, niż zbyt wielki perfekcjonizm. Preferuje wiarę w siebie nad  zbyt długotrwałe i szczegółowe plany, czyny nad planowanie. W prowadzeniu firmy i życiu przede wszystkim  przedkłada człowieka nad zadanie, pokazuje jak tworzyć udane więzy międzyludzkie. Zaleca wspieranie, nie rywalizację oraz wizualizację marzeń. Jest to mądra i potrzebna w dzisiejszych czasach książka.

Małgorzata Kulisiewicz 

_________________________

Dominik W. Rettinger, Miłość w czasie zagłady. Historia z krakowskiego getta, Świat Książki, Warszawa 2022.

Mariusz Szczygieł, Fakty muszą zatańczyć, Dowody na Istnienie, Warszawa 2022.

Ellie Midwood, Skrzypaczka z Auschwitz, Akapit Press, Łódź 2022.

Emma Isaacs, Improwizuj! Przestań myśleć, zacznij robić, Znak Koncept, Kraków 2021.

 

 

 

Plakat

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Czy wszystko jest bogiem?

 

Właściwie pytam nie pytając, gdyż wiem, że nie. Ja wiem. My wiemy. Wy, nie wiecie. „My-Wy-My” – to tom wierszy Jerzego Jankowskiego z 2022 roku, który jest bardzo żydowski. Jest tak żydowski jak skonstruowano ten nasz świat, z tym jego słynnym podziałem: na nas i na was, na biednych i bogatych, na wybranych i niewybranych, na Żydów i Gojów. No cóż, że nie ma w tym żadnego sensu. Podział ten jest, był i faktem chyba już pozostanie po wsze czasy... pozostanie i basta. Kto kogo wybiera? Wybierał? A kto kogo jeszcze wybierze – dokąd i dlaczego.

Jerzy Jankowski zadaje zbyt wiele pytań i podejmuje karkołomną próbę zbyt wielu perspektyw widzenia. Poeta, prozaik, dziennikarz, nauczyciel, animator życia literackiego. Rocznik 1965. Mieszka z rodziną w Żyrardowie. Może stąd też zadaje aż tyle pytań, zagadek czy dylematów. Żyrardowska synagoga przetrwała przecież wojnę, a nie przetrwała PRL-u. Jakie to nietypowe. To niewielka dygresja, do wielkich pytań. My-wy-my. Ten twórca fascynuje mnie od dłuższego czasu. Pisze wiersze, jak wielu z nas. Jest poetą. Uprawia też karkołomną wydaje się poezję graficzną, konkretną i konceptualną. Jest poszukiwaczem i (nie bójmy się tego słowa użyć) romantykiem, co nie jest obce temu pokoleniu, mojemu pokoleniu, do którego również się przyznaję. Może czasami pytamy o to samo?

Dobrze się czyta ten tom wierszy, w którym stajemy się Żydami, wdziewamy ich szaty, aby nigdy nie zrozumieć ich doświadczeń, aby zobaczyć, że pomimo chęci ich unicestwienia i tak żądzą dziś światem i oni też utrwalają podział, czy tego chcą czy nie chcą – czy nie powiedziałem czegoś zdrożnego, niepopularnego i kontrowersyjnego? A fe, jak można tak niedelikatnie przywoływać Pana Zuckerberga albo kilka innych dziejowych postaci? Czy Pan Zuckerberg to dziejowa postać?

Jerzy Jankowski ucieka od kwalifikowania natury czynów, wydarzeń i rozterek. Ukazuje perspektywę, horyzont, uczucia, może wizje. Nie ocenia, nie zajmuje stanowiska, podsuwa nam temat do rozmyślań. Intelektualnie, historycznie, dziejowo, patrząc na zjawiska, na tę ziemię oczami syna... tej ziemi. Jak ja, ty i on. Jak My-wy-my i oni. To wcale nie jest prosta lektura. Niesie ze sobą stutonowy ciężar dylematu kto ma rację, kto jest wybrany, dlaczego i po co, jak to jest, że raz jesteś katem, a raz ofiarą. Czy to życie? Natura ludzka? Lęk przed przyszłością?

Jak poezjuje Jerzy Jankowski niech zaświadczy wiersz spoza tego tomu:

 

Wahanie

 

o czym myślał Judasz

zakładając sznur

 

udało się

czy nie?

 

Nic nie jest tak proste

jak się niektórym wydaje

a już zwłaszcza niektórym

 

Judasz sprzedał

Judasz wydał

Judasz winny

Judasz zły

 

a przecież ktoś musiał

 

No właśnie. Ktoś musiał. Możemy do tego równania z trzema niewiadomymi podstawiać dowolne wartości, ale możemy też uprzedmiotowić Judasza jako ofiarę dziejów – ktoś musiał. A Piłat? Równie fascynująca postać, genialnie ukazana w Mistrzu i Małgorzacie. Umywam od tego ręce. Jak często? Oj, bardzo często, jak każdy na tym padole. Dziś coraz częściej. Już Pan Zuckerberg o to właściwie zadbał, inni Panowie – ci z Hollywood również. Nieco świętego (?) spokoju zapewnili nam twórcy bomby atomowej, ale ten czas się chyba już kończy, nieprawdaż?

Nic nie jest proste. Dożyliśmy czasów, w których powiedzieć, że nic nie jest proste, to nic nie powiedzieć. A z drugiej strony, prostota tych czasów, ich barbarzyństwo, wtórny analfabetyzm i cofnięcie się w rozwoju porażają. Może jednak chodzi nie o prostotę, lecz o... prostactwo?

Jerzy Jankowski, autor piętnastu już książek, stworzył znowu – tom koncepcyjny. My-wy-my jest jak epopeja spojrzenia – dawno, przed wojną, w wojnie, po wojnie i w zakończeniu jest już ostro, bardzo ostro, aby łagodnie spojrzeć na Nas-Was zamykając tom nazwiskami. Każde z nich mówi samo o sobie. Ktoś musiał. Udało się czy nie?

Czy udało się Baczyńskiemu? Czy było warto, czy serce pękło, czy kula to była, do dziś rozważamy i „my” mówi, że tak, a „wy” szydzi i kpi, albo przynajmniej nie rozumie krwi przelanej w imię... no właśnie, w imię czego, skoro na naturę dziejów wpływu nie mamy. A wtedy nie mieliśmy tym bardziej.

A Einstein, którego Bóg nie gra w kości? Czy był jak Juliusz Cezar przekraczający Rubikon czasoprzestrzeni. Kości zostały jednak... rzucone. Nic już nie będzie jak dawniej. Cyfrowy świat pogrzebie nas, naszą poezję, sztukę, perspektywy myślenia i marzeń. Pożeglujmy zatem dalej, w ten nowy świat, pytając, jak Jurek Jankowski o wszystko i o nic. Z pytań nas stworzono, do pytań nas powołano, do rozpoznawania tajemnic, do zachwytu i do narodzin, a może i do życia i do śmierci, a wreszcie do Odysei niespełnienia. I po to jest też bodaj poezja. Normalna, konceptualna, konkretna i niekonkretna, zrozumiała i niezrozumiała, jest być może mgnieniem zachwytu albo momentem zniesmaczenia, chwilą spoza tego świata, ale dla tego świata, dla wybranych, a tego nie da się unicestwić. Można unicestwić wybranych, nigdy nie poezję. Ona nie umiera.

I na koniec czytania Jankowskiego zapytam pytaniem, którego nie ma w tomie „My-wy-my”, ale które nasuwa mi się (tak jakoś) po tej wytrawnej lekturze – czy poeci nie są przypadkiem jakoś tam narodem wybranym, narodem, któremu część tego świata chętnie stworzyłaby swoiste Auschwitz-Birkenau, aby nie udziwniali tej coraz prostszej rzeczywistości tekstami, których przecież już nikt dziś nie rozumie? W tej wodzie można stać się niezłym szarlatanem i pasożytować na wrażliwcach, żerując na ich wątłej naturze psychofizycznej, spijając narcystyczne laury i moszcząc się w jakże zadowalających fotelikach demiurgów spod ciemnej gwiazdy. Oj, wy już wiecie kogo mam na myśli. To tacy nasi niszczyciele Poezji, każdej... ale to znów, dygresja. Niech im Ziemia ciężką będzie.

Warto zatem sięgnąć po Jankowskiego, jest poetą nowej dykcji, konceptualnej prostoty pytań najtrudniejszych, postróżewiczowskim wędrowcem nowego pokolenia, które nie godzi się na fejsbukowy pejzaż nudzenia się ekskrementem i nadal wędruje tam, skąd przychodzi światło i dokąd zanika. Ogranicza nas tylko lęk przed ciemnością. Czytajmy więc... piszmy. Pytajmy.

Nie oczekujmy niczego więcej.

Nie wszystko jest bowiem Bogiem, ale w takiej optyce, być może

Bóg jest wszędzie.

Andrzej Walter

 

 

Plakat

František Všetička

 

Energia wiersza

 

Piotr Horzyk (urodzony w 1946 roku) jest z wykształcenia technikiem, absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej w Ostrawie (VŠB Ostrava), który długie lata pracował jako inżynier hutnictwa w Hucie Trzynieckiej. Technikę przedmiotu materialnego potrafi więc, świadomie czy podświadomie, przenieść i do sfery lirycznej, którą zajmuje się od lat 70-tych. Prosta proporcjonalość między żelazem a wierszem oczywiście nie istnieje. Wszakże istnieje podstawowy fortel, który powagę twórczą kieruje do tego, jak i w jaki sposób stworzyć daną rzecz. W poezji są to przede wszystkim metody kompozycyjne, poetyka kompozycyjna, których środki mogą dopomóc w budowie tekstu poetyckiego.

Przejdźmy jednak do konkretów i zajrzyjmy do kuchni twórczej zbiorków i wierszy Horzyka. Zbiór Zapomniana prawda (2019) otwiera się szeroko, z głębin tysiącleci, z pomyśnej nieskończoności:

 

Tisíciletí minula

ve shodě neshodě

...

Tysiąclecia przeminęły

W zgodnej niezgodzie

 

Ów incipit u Horzyka nie dziwi, bowiem poeta od samego początku jest poetą czasu, poetą trwania czasu. Już z roku 1990 pochodzi jego tom Czas brzozy, a w nowym tysiącleciu przerasta świadomość wartości czasu w dodatku do obszernego poematu Czas uwzględniony. Czas jest dla Horzyka pojęciem i wartością dominującą.

Czas, tematyka czasu u Horzyka nie tylko otwiera książkę, lecz również ją zamyka. Jednak nie tak w Zapomnianej prawdzie, lecz w Białych pióropuszach, które wyszły w tymże roku jako zbiorek o zapomnianej prawdzie. Białe pióropusze zamyka wiersz Rozsiej w jutro, który kończy tymi słowami:

 

neprobouzej bývalé záměry

 

ponechej je zkamenělině času

vezmi slovo

jak zrno probuzené potřeby

a rozsej zítra

...

 

Nie wyzwalaj przeszłych zamiarów

 

pozostaw je skamienielinie czasu

weź słowo

jak ziarno wyzwolonej potrzeby

i rozsiej w jutro

 

Wiersz nie wyzwalaj przeszłych zamiarów tworzy oddzielną zwrotkę, tak jak dalsze cztery wiersze. Końcowa strofa jest objęta czasem, bowiem pierwszy wiersz kończy się skamienieliną czasu, a w explicite jest postawione jasne i kontrastowe polecenie rozsiej w jutro. Kontrast finału jest dodatkowo podkreślony identycznym oramowaniem, gdzie w tytule i explicite daje finałowe zlecenie czy bardziej rozkaz: rozsiej w jutro! Takie ujęcie w ramę nie jest u Horzyka wyjątkiem. W Zapomnianej prawdzie pojawia się na przykład w wierszu ***(Rzuciłem się w nieznane). W związku z tym trzeba dodać, że Piotr Horzyk niezmiernie lubi pominąć znaczenie tytułu i zadowoli się trzema lub sześcioma nic nie znaczącymi *.

Czasowemu kontrastowi odpowiada w Zapomnianej prawdzie sprzeczność ogólnej tematyki – obok wierszy ważnych pod kątem społecznym tom zawiera wiersze intymne. Rozpoczyna się zaostrzoną tematyką społeczną. Podobnie, w jeszcze bardziej wzmocnionej formie, jest w Białych pióropuszach.

Wzmianką o ujęciu w ramę przechodzimy do szufladkowych metod poety, w których jednoznacznie dominuje proces identyczny. U Horzyka występują wszystkie trzy wariacyjne możliwości: (1) indentyczne jest incipite i explicite, (2) identyczny jest tytuł plus explicite, (3) identyczny charakter ma tytuł, incipite i explicite. Wszystkie trzy możliwości wykorzystał Horzyk później jak w Zapomnianej prawdzie, tak i w Białych pióropuszach.

Pisałem na początku, że Horzyk ma techniczny fundament, trzeba dodać, iż niemały, bowiem w surowej formie wdziera się, wciska również do jego wierszy. Wspomniany Czas uwzględniony ma na przykład ofiarowane: E = mc2. Ten wzór jeszcze dwa razy przenika i istnieje w jego poemacie w formie wiersza. Pojawia się tu innego rodzaju energia, która chce być równouprawniona z energią tradycyjnego wiersza. Nie rozchodzi się zatem tylko o czas uwzględniony, ale również o ucieleśnioną energię. Też o energię wiersza, o wartość energii wiersza.

František Všetička

(Tłumaczył: Piotr Horzyk)

 

 

Plakat

 

 

Plakat

Mirosław G. Majewski

 

Kręgi na wodzie

 

„Kręgi na wodzie”, pięknie wydany tom wierszy Adama Gwary ma na mojej półce swoje miejsce obok Leopolda Staffa, Juliana Przybosia, Tadeusza Różewicza, Władysława Broniewskiego, Mirona Białoszewskiego i wielu innych uważanych za klasyków poezji. Adam Gwara (rocznik 1955) jako poeta debiutował bardzo późno, i to zbiorem wierszy dla dzieci w 2018 roku. Wcześniej był aktorem, biznesmen, a nawet politykiem. Swoje życiowe doświadczenie perfekcyjnie przekuł w energetyzującą poezję. Grono jego fanów z każdym opublikowanym wierszem rozrastało się w nieprawdopodobnym tempie, ja również należałem do tego grona...

Adam Gwara, co jest jego wielkim atutem, nie zadziwia „świata swoją dziwnością”, świadomie czy nie poszedł śladem Leopolda Staffa. Wiersze Adama są proste (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), jak podanie ręki, i jasne, jak spojrzenie w oczy, a przy tym bywają wyrafinowane językowo, tak jak choćby wiersz Chagall. Wspominając Staffa, Przybosia, Różewicza, Broniewskiego czy Białoszewskiego chciałem jedynie wskazać jaką poetycką szkołę preferuje Adam Gwara, albo na jakiej szkole jest wychowany. Od razu zastrzegam, że żaden ze mnie krytyk literacki, więc nie będę rozpisywał się na temat zasad rządzących poezją, koncentrując się jedynie na moim subiektywnym odbiorze tej poezji (tak będzie uczciwiej). W tym miejscu przypomnę, jak kiedyś Leszek Żuliński zapytał mnie, co sądzę o jego poetyckiej książce „Ja, Faust” – odpowiedziałem, że nie jestem krytykiem jak on, więc moja opinia będzie nic nie warta. Odpowiedział, że opinie krytyków już zna, chciałby jeszcze poznać opinię zwykłego „zjadacza” poezji. Dokładnie tak samo jest z książką „Kręgi na wodzie”, jest to opinia „normalnego” miłośnika poezji. Z tego co zdążyłem zauważyć należę do wielkiego grona miłośników twórczości Adama Gwary, którzy wręcz wymusili na nim wydanie tej pięknie książki! Twarda oprawa, książka jest szyta, ilustrowana przez Zbigniewa Juszczaka, ze wstępem Urszuli Stefanowicz, zakończonym sentencją Marka Aureliusza „Kiedy człowiek widzi swój koniec, chce wiedzieć, że jego życie nie poszło na marne”.

Nie słyszałem nigdy o takim przypadku, aby czytelnicy wręcz błagali autora, aby ten wydał książkę, a to już o czymś świadczy. Mam mnóstwo poetyckich książek, na których wydanie twórcy wygrzebali jakieś granty, a potem rozdawali je swoim znajomym i znajomym swoich znajomych. Na tym tle wiersze Adama Gwary od razu pretendują do poziomu klasyka.

W żadnym wypadku życie, ani tym bardziej twórczość Adama nie poszły na marne i jestem przekonany, że Adam jeszcze niejednokrotnie nas zaskoczy.

Niech jego poniższy wiersz, który w tej książce robi za wstępniaka, wprowadzi nas w atmosferę tego, tak późno objawionego nam poety.

 

Interwiew...

 

Nie pisze pan o miłości.

Pisałem.

Nie wylewa łez biało czerwonych.

Wylałem.

I co?

I nic. Teraz uczę się anglezować.

Po co?

Żeby dotrzeć od słowa do słowa.

A rymy?

Tylko wtedy, gdy się rozpędzę.

Pan się śpieszy?

Przepraszam, ale już będę leciał.

Och! Niby poeta,

a taki zwrot kolokwialny.

I w ogóle... Co to za chabeta?

Pegaz proszę pani.

 

Końgenialny.

Mirosław G. Majewski

 

 

Plakat