Nowości książkowe

 

 

Plakat

Andrzej Walter

 

Dom Duchów

 

Tydzień temu garstka literatów przyglądała się aktywnie doniosłemu odsłanianiu dwóch pamiątkowych tablic w Krakowie, przy ulicy Krupniczej 22, gdzie kiedyś, zaraz po wojnie, w trosce o warunki bytowe pisarzy oddano im do użytku i władania całą kamienicę, aby mogli w spokoju: żyć, śnić, rodzić się i umierać, kłócić, kochać, zdradzać i pojednywać, a nawet tworzyć. Mogli tam po prostu żyć. Żyć na swoim. Choć sąsiadując z takimi samymi jak oni. Wielu nie miało się gdzie podziać, mieszkali kątem u obcych, tułali się po świecie i ten gest ówczesnych władz w jakimś tam sensie (bo wiemy jakie to były czasy) wyrażał też szacunek dla stanu człowieka sztuki, artysty – pisarza. Było tam – już z perspektywy dziś – legendarnie. Dom Literatów przy Krupniczej wytworzył legendy tym większe, im większą stawała się ocena twórczości ich mieszkańców. Zmieniała się wtedy kolejność ich wspominania i wymieniania, lecz mniejsza o to.

Ojcem-inspiratorem owych tablic stał się nasz fantastyczny, niezmordowany w aktywności tego typu Kolega po piórze, lekarz medycyny, profesor Waldemar Hładki – romantyk, idealista i marzyciel, poeta, podróżnik, renesansowy człowiek wielu pasji, ale i rozkochany w literaturze prezes Unii Polskich Pisarzy Lekarzy. Dla literatury podpisałby z diabłem cyrograf. Potrzeba nam takich ludzi. Wypalą się, ale może jacyś pozostaną, na przykład Waldemar?

Tablice zawisły dwie. Treść jest następująca:

 

Spójrz!

 

W tych pomieszczeniach „Domu Literatów” przy ul. Krupniczej 22, w latach 1945-1987 mieściła się „stołówka literacka” i bufet, a od 1957 roku także Klub Literatów. Było to miejsce zebrań, spotkań literackich, kulturalnych i towarzyskich pisarzy – mieszkańców tego domu, a także innych twórców po piórze odwiedzających to miejsce. Ponad stu wybitnych twórców literatury polskiej dwudziestego wieku jadało tutaj posiłki i uczestniczyło w życiu środowiska literackiego Krakowa. Tu również odbywały się spotkania literackie wielu pisarzy zagranicznych, w tym  laureatów literackiej Nagrody Nobla: Ivo Andricia, Pablo Nerudy, Johna Steinbecka, Heinricha Bӧlla, Jean-Paula Sartre’a. W latach 1961-1963 działała Piwnica pod Baranami, a w roku 1962 Ewa Demarczyk miała piwniczny debiut. Wystąpili muzycy jazzowi: Dave Brubeck, Andrzej Trzaskowski, Krzysztof Komeda, Andrzej Kurylewicz, Wojciech Karolak.

 

Przeczytaj!

 

Bywalcami stołówki i Klubu Literatów były pisarki i pisarze, także mieszkańcy „Domu Literatów”, m.in.: Wisława Szymborska, Halina Poświatowska, Julia Hartwig, Janina Mortkowiczowa, Hanna Mortkowicz–Olczakowa, Joanna Olczak–Ronikier, Anna Świrczyńska, Natalia Rolleczek, Ewa Lipska, Czesław Miłosz, Sławomir Mrożek, Konstanty Ildefons Gałczyński,   Tadeusz   Różewicz,   Stanisław   Dygat,   Jerzy   Andrzejewski,   Stanisław   Lem,   Ludwik   Flaszen,   Tadeusz Kwiatkowski, Kazimierz Brandys, Jerzy Szaniawski, Leon Kruczkowski, Maciej Słomczyński, Stefan Otwinowski, Tadeusz Peiper, Jan Bolesław Ożóg, Kazimierz Wyka, Artur Sandauer, Tadeusz Nowak, Artur Maria Swinarski, Julian Przyboś, Jerzy Lovell, Adam Ważyk, Stanisław Czycz, Stefan Kisielewski, Tadeusz Śliwiak, Adam Polewka, Jan Polewka, Bogusław Żurakowski, Bruno Miecugow, Krzysztof Lisowski, Adam Ziemianin, Bronisław Maj.            

Fundator tablic: prof. Waldemar Hładki

 

Plakat

   Uroczystość się odbyła. Tablice zawisły. Przybyli znamienici goście, choć była ich garstka. Wszyscyśmy się cieszyli, radowali, ba, byliśmy nawet dumni, że takie tablice powstały, że będą stanowić: dowód, ślad, informację i wieloletnie (miejmy nadzieję) świadectwa, ale wielu z nas miało też i mieszane uczucia. Ambiwalentne. Z jednej strony radość, poczucie konieczności takich działań, zostawiania śladów, świadectw i tak dalej, a z drugiej strony, chyba najlepiej wyraziła to świetna współczesna polska poetka Teresa Kaczorowska w  swym wierszu: (odczuwam, że ten wiersz stał się inspiracją, że postanowiłem to wszystko napisać – to wszystko, co wcześniej powiedziałem prywatnie, swojej Żonie, Jadwidze).

 

Teresa Kaczorowska – Na Krupniczej

 

zamurowane wrota na Krupniczej

legendarne

przez które wchodziły i wychodziły

wszystkie tuzy pióra

nie tylko polskie

przypominają dziś

literaturę zaryglowaną

obrazkami ekranami monitorami scenami

szlabanem wydawców czytelników włodarzy

i coraz szerszym kręgiem analfabetów

 

na Krupniczej zniknął nawet bufet

kieliszeczki i tradycyjne kotlety

zostały wegetariańskie dania i herbata

choć cienie poetów wciąż się tutaj snują

choć słychać ich niedokończone rozmowy

i niedopity ostry drink stoi

nie tylko Ildefonsa

jedynie świece płoną

jak dawniej w lichtarzach prawdziwych

przypominając literackie wieczory

i czasem jeszcze zaglądają sentymentalni poeci

którzy dali się temu miejscu uwieść

i wzdychają że kiedyś było...

tak normalnie

 

Ot co. Strzał w punkt. Opisanie tego, co czuliśmy. Wrota na Krupniczej, przypominają dziś: literaturę zaryglowaną: obrazkami, ekranami, monitorami, scenami, szlabanem: wydawców, czytelników, włodarzy i coraz szerszym kręgiem analfabetów. Przerażające. Do bólu prawdziwe. I czasem zaglądają... sentymentalni poeci (z tablicami bądź bez) i wzdychają. Wzdychali tam 15 maja Jan Polewka, prof. Waldemar Hładki, Józef Baran, Marek Wawrzkiewicz, Agnieszka Staniszewska-Mól, prof. Anna Pituch-Noworolska, prof. Gabriela Matuszek-Stec, Andrzej Walter, Andrzej Dębkowski, Maria Żywicka-Luckner, Irena Kaczmarczyk, Danuta Perier-Berska, Beata Anna Symołon. Kim są wzdychający? Powinniście wiedzieć, a jeśli ktoś z Was nie wie, to zapewne (być może) jest już na dobrej drodze, aby współtworzyć nieszczęsny i coraz szerszy krąg analfabetów, czy też już półanalfabetów (bądź też matek, ojców albo nawet dziadków kolejnych pokoleń analfabetów, gdyż dzisiejszy analfabetyzm jest dobrze zakamuflowany: maturami, dyplomami i odznaczeniami – pojawia się w momencie potrzeby napisania od siebie kilku zdań, bądź też przeczytania ze zrozumieniem kilku zdań...

 

Plakat

To wcale nie są żarty. W jednym z najnowszych wierszy Anny Marii Musz wyczytałem takie oto motto: Od 2016 roku część szkół w Finlandii zrezygnowała z nauki ręcznego pisania. Wiersz Ani, zatytułowany Odwrót też jest wart przytoczenia:

 

więc nie chcecie już pisać

 

może rzeczywiście zbyt mocno

pióro zrosło się z ręką

może nawet głowa z tułowiem

nazbyt są dzisiaj ścisłe:

przez tyle dekad

coraz rzadziej sprawdzano

czy dają się rozdzielić

 

może dochodzimy do ściany

zbyt wysubtelnieni

bladzi ciency jak papier

 

– i pod złowieszczym w mroku błyskiem gilotyny

zaczyna się nasz odwrót od stalówek

i wyrobionych dłoni

 

Jednym słowem dożyliśmy czasów, w których chcemy upamiętnić i uszlachetnić przeszłość przypominając ludziom tych ich nietuzinkowych przedstawicieli, tych wybitnych, wspaniałych: twórców, artystów, pisarzy, noblistów, poetów, literatów. Jednak mam poważne wątpliwości, czy wielu z bywalców akurat tej restauracji wegetariańskiej pojmie, tak naprawdę i w pełnej rozciągłości – w jakim miejscu przebywa, kto tu onegdaj bywał i co w ogóle znaczą wypisane tu nazwiska...? Nazwiska, które już dziś przeciętnemu Kowalskiemu czy Nowakowi nic nie mówią.

Pod słowem honoru. Testowałem Sprawę na kilku (kilkunastu?) przedsiębiorcach, lekarzach, prawnikach, psychologach, inżynierach oraz nauczycielach (jak również: doradcach podatkowych, tłumaczach, prokuratorach – wszyscy po wyższych studiach). Mówiłem dla przykładu (i celowo bez nazwisk pokroju Szymborskiej czy Miłosza, bardziej medialnie gdzieś tam otrzaskanych): Poświatowska, Hartwig, Świrczyńska, Lipska, Gałczyński, Dygat, Andrzejewski,   Brandys, Szaniawski, Kruczkowski, Peiper, Wyka, Sandauer, Nowak, Przyboś, Ważyk, Kisielewski, Śliwiak, Ziemianin – to z tablic, ale mówiłem też: Baran, Zagajewski, Różewicz, ba Herbert – w odpowiedzi zdziwienie, zakłopotanie, nadrabianie zmianą tematu.

Szanowni Państwo! Oświadczam, że ogromna większość ludzi współcześnie nawet świetnie wykształconych, realnych elit tego społeczeństwa po prostu nie wie o kim my w ogóle mówimy. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami. Bawcie się dobrze. Testujcie. Na dziesięciu losowo wybranych elokwentów być może jeden, może dwóch – skojarzy jakieś nazwisko. Czasem żona bądź mąż danej osobistości uratuje sytuację, bo jeszcze jej (jemu) tam gdzieś „ze szkoły” coś zadzwoni – aaaa Gałczyński – to był chyba taki pisarz, ale to było dawno, dawno temu. Komu dziś potrzebni poeci?

Zapewne nikomu. Ad rem. Strach zapytać o to samo najmłodszych. Filmiki tego pokroju są obficie dostępne w internecie. My się z tego zaśmiewamy – z tych debilnych odpowiedzi dajmy na to maturzystów. To nie jest jednak wcale takie śmieszne...

Odsłoniliśmy zatem dwie tablice. Dwie, jak już wspomniałem potrzebne tablice. Zastanawia mnie jedynie komu potrzebne? Być może – samej Sprawie (w którą nadal wierzymy, dlatego jednoczymy się w ZLP czy SPP... Być może turystom? Skoro wydano ostatnimi czasy dwie książki na temat Krupniczej 22 – jest zatem jeszcze w Polsce garstka ludzi, których to interesuje. Te dwie książki to:

Anny GrochowskiejWszystkie drogi prowadzą na Krupniczą (Wydawnictwo Księgarni Akademickiej, Kraków 2017 oraz Jana PolewkiDom pod wiecznym piórem (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2021.

Podobno Kraków jest miastem literatury. Bardzo dziwi zatem niechęć włodarzy miasta do jakiegoś bardziej instytucjonalnego uświetnienia tego miejsca. Dobrze, kończę się pastwić nad zaryglowaną literaturą, nad kulturą obrazka i rzeszą coraz szerszą półanalfabetów. Smutne jest to wszystko i ze smutkiem patrzyłem na nasze spotkanie w restauracji wegetariańskiej, mieszczącej się obecnie w Domu Literatów przy ulicy Krupniczej 22. Kamienica nieodremontowana, z sypiącym się tynkiem, zasadniczo nadgryziona zębem czasów w „mieście literatury” (zaryglowanej). Nie martwcie się. Literaturę zaryglowano w całym kraju. Polakom każdego roku w ramach systemu edukacji rygluje się samodzielne myślenie, w tym i myślenie literaturą.

Zaryglowaliśmy się później i my sami, tu i tam i pozostaliśmy z naszymi myślami. Ze starymi dylematami: kto nas w ogóle jeszcze czyta? Kto nam to w ogóle wyda (i za ile)? Kto nas wesprze? (chętnych nie ma albo można policzyć na palcach). Wielkie prezydenckie czytanie literatury, to taki pic na wodę fotomontaż, żeby zagłuszyć wyrzuty sumień. Inne pseudodziałania dla promocji tejże literatury to również zasłona dymna. Bicie medialnej piany ryglującej słowo wytwarza się instytucjonalnie, mentalnie i atmosferycznie. Ryba psuje się bowiem od głowy.

 

Może dochodzimy do ściany? (Anna Maria Musz), a może (za Teresą Kaczorowską)

 

jedynie świece płoną

jak dawniej w lichtarzach prawdziwych

przypominając literackie wieczory

i czasem jeszcze zaglądają sentymentalni poeci

którzy dali się temu miejscu uwieść

i wzdychają że kiedyś było...

tak normalnie

Andrzej Walter