Nowości książkowe

 

 

Plakat

Jerzy Lengauer

 

Duch pani Crowl

 

Historie o nadprzyrodzonych zjawiskach, które wcześniej ukazywały się jedynie w angielskich czasopismach, zostały zebrane pół wieku po śmierci Josepha Sheridana Le Fanu przez innego wielkiego autora niesamowitych opowieści, Montague’a Rhodesa Jamesa. Mniej więcej sto lat później w Polsce ukazał się ponownie ten sam zbiór opowiadań. Oprócz przedmowy autorstwa M. R. Jamesa, każde opowiadanie uzupełniono dodaną pod tytułem krótką, składająca się co najwyżej z trzech wersów, notką o tym, gdzie i kiedy utwór został po raz pierwszy opublikowany. Dla wielbicieli prozy Le Fanu i czytelników mających skłonności bibliofilskie i literaturoznawcze są to z pewnością informacje niezwykle przydatne i cenne.

Około dwustustronicowy zbiór dwunastu opowiadań pisarz zapełnia rozmaitymi postaciami. Mnoży narratorów, potraja wręcz osoby, które są źródłem przedstawianych historii. W pierwszych czterech (i przedostatniej) opowieściach mamy narratora w pierwszej osobie, który opowiada zdarzenie z własnego życia sprzed kilkudziesięciu lat („Teraz to jestem stara, ale tamtej nocy, com przyjechała do Applewale House, miałam ino trzynaście roków”[1]; „Jakoś przed trzydziestu laty pewne dwie zamożne starsze panie posłały mnie do posiadłości w Lancashire (…). Miałem tam dokonać podziału skromnego majątku, obejmującego dwór z przyległymi ziemiami”[2]; „Zdarzenia, których byłem świadkiem, nie są warte opowiedzenia, a w każdym razie spisania. (…) Studiowałem medycynę”[3]), albo wszechwiedzącego trzecioosobowego („Testament pana Toby’ego”, „Dziecko, które odjechało z elfami”, „Wizja Toma Chuffa”). W „Białym kocie z Drumgunniol” i „Umowie sir Dominicka” występuje już dwójka narratorów. W krótkim wstępie do właściwej historii porte–parole w pierwszym opowiadaniu mówi o spotkaniu z byłym nauczycielem języka irlandzkiego, w drugim – z człowiekiem o ostrych rysach twarzy, oddaje im głos, jednak zachowuje sobie wyłączne prawo do przekazania opowieści czytelnikom („Zdarzyło mi się kiedyś, że będąc daleko od miasta, chciałem zbadać pewne irlandzkie teksty (…), polecono mi zwrócić się do pana Donovana”[4], „To od niego znam tę opowieść i w miarę możliwości postaram się ją powtórzyć jego słowami”[5]; „Wczesną jesienią 1838 roku musiałem udać się w pewnej sprawie na południe Irlandii”[6], „Ale mój dziadek był tu drzewiej kamerdynerem i nieraz żem słyszał opowieść o tym, jak sir Dominick odszedł z tego świata”[7].) Tym samym czytelnikowi przedstawia się jako pisarz sam Le Fanu oraz niejaki Dan Donovan i anonimowy staruszek z laską, którzy wydarzenia autorowi zrelacjonowali. Ciekawa sytuacja ma miejsce w „Opowieści o duchach z Chapelizod”. Pierwszoosobowy narrator snuje „trzy opowieści z rodzaju tych, które szczególnie dobre wrażenie robią czytane przy kominku w mroźną, zimową noc”[8] a każda z nich pochodzi sprzed co najmniej piętnastu lat. W opowiadaniu „Niegodziwy kapitan Walshawe z Wauling” taki sam rodzaj narratora przekazuje odbiorcom wydarzenia sprzed wielu lat, których świadkiem był jednak nie on, lecz jego wuj: „Mojemu wujowi, panu Watsonowi z Haddlestone, przydarzyła się raz dziwna rzecz. Żeby jednak opowieść ta była dla wszystkich zrozumiała, muszę zacząć od samego początku”[9]. Narrator Le Fanu kilkakrotnie podkreśla swoje zainteresowanie i znajomość wydarzeń, zdarzeń i historii, trafiających do niego bądź w dzieciństwie, bądź gdy t był już dorosłym. Tak jest z legendą o „Ultorze de Lacym”: „Za młodu poznałem całe mnóstwo irlandzkich, rodzinnych opowieści, w których większą lub mniejszą rolę odgrywają siły nadprzyrodzone”[10], gdzie w zasadzie już na początku pierwszoosobowa narracja zmienia się na trzecioosobową. Ale i tu historia została opowiedziana pisarzowi przez kogoś innego, wiele lat wcześniej. Żeby nieco skomplikować źródło przekazu, a może paradoksalnie uwiarygodnić, wspomina o osobistych związkach: „Historię tę opowiedziała mi w 1821 r. panna Croker z Ross House, wówczas prawie siedemdziesięciolatka, która znała Alice de Lacy jako siostrę Agnes, zakonnicę po ślubach”[11]. Majstersztykiem pisarskim zaczyna z kolei Le Fanu ostatnie opowiadanie ze zbioru („Opowieści z Lough Guir”). Pisarz przedstawia sam siebie w trzeciej osobie i uzasadnia rzetelność oraz wiarygodność opisanych wydarzeń. Oznajmia już na wstępie, że opowieść nie jest fikcją, lecz stanowi przeżycia poznanej przez niego przed laty osoby: „Gdy autor tego opowiadania miał dwanaście albo trzynaście lat, poznał pannę Anne Baily z Lough Guir w hrabstwie Limerick”[12], „Oto opowieść panny Anne Baily o tym, jak zapadł się ten zamek”[13], a na dodatek w treści opowiadania pisarz na krótki moment oddaje jej pierwszoosobową narrację.

  Bohaterów umieszcza w pięknym, dostojnym angloirlandzkim zamku skrytym w dzikim lesie nad urwistym zboczem; w starym zamczysku na wyspie na jeziorze;  w stojących pośrodku terenu o charakterze parku wielkich i  przestronnych, ryglowych dworach w stylu elżbietańskim, o spadzistych dachach, z czarnymi belkami w kratę, szczytach białych jak mleko, z oknami założonymi kratami, o szybach w kształcie rombów,; w starym malowniczym miasteczku z szeroką ulicą z solidnym chodnikiem, wyniosłymi kamienicami, starym kościołem z kryptą i wieżą pokrytą bujnym bluszczem, stromym mostem i dużym, starym młynem; w bardzo starej kamienicy o ponurym i tajemniczym wyglądzie, jednocześnie ekscytującym i przygnębiającym; w kamiennej chacie krytej gontem, z grubym kominem, kuchnią i sypialnią na parterze oraz poddaszem; w krytej strzechą chatynce o drzwiach ze zniszczonych desek; w małej ruderowatej chałupie, niewiele lepszej od szopy.

Oczywiście owe miejsca, budynki, budowle osadzone są w przepięknym i strasznym krajobrazie, który jednocześnie zachwyca, obezwładnia urokiem i przeraża, wzbudza trwogę. Emocje związane z widokami, często przesuwającymi się przed oczami podróżującego dyliżansem, są zwykle uzależnione od wieku, płci i statusu społecznego bohatera. Czasami za opisy przyrody odpowiada autor, który przedstawia obrazy współczesne sobie, a nie temu, który był świadkiem przekazywanych pisarzowi wydarzeń. Bez względu na to, czy pejzaż budzi grozę, czy olśniewa urodą, czytelnik podziwia tak właśnie wyrażoną przez Josepha Sheridana Le Fanu miłość i przywiązanie do ojczystej ziemi. Uczucie oddane malowniczymi opisami różnorodności krajobrazu Irlandii, tej stworzonej przez naturę, i tej będącej dziełem ludzkiej ręki. A pisarz szczególnie upodobał sobie ciemne, pozbawione życia aleje, zarośnięte niczym cmentarz trawą i chwastami, gdzieniegdzie przecięte wiatrołomami, przy których rosną dostojne, ogromne, grube drzewa. Zanim jednak dyliżans do nich dotrze, przejeżdża przez dzikie wrzosowiska, rozległe i czarne torfowiska, łąki porośnięte kolcolistem. Toczy się starym traktem, wąskimi drogami między wzgórzami porośniętymi wrzoścem, pod łańcuchami szarych skał, pożłobionych licznymi, romantycznymi wąwozami. Przejeżdża przez pagórkowate doliny o dzikim i ponurym charakterze, mija prastare topole o białawych, pobrużdżonych pniach.

U krańca dróg czeka bohatera spotkanie z postaciami realnymi, często krewnymi, zwykle przedstawionymi z imienia i nazwiska, tytułu. Są to ciotka – ochmistrzyni, pokojówka, wyglądająca jak nieboszczyk pani Crowl, upośledzony Richard zwany Dickonem, łagodny, marzycielski nauczyciel języka irlandzkiego, kuzyn Tom Ludlow, który studiował medycynę, ale wybrał Kościół, panna Anne Baily, przedstawicielka niezwykle starego i zacnego rodu. Nie wszyscy jednak bohaterowie i narratorzy podróżują. W opowiadaniach Le Fanu znajdujemy wiele postaci, których historie toczą się na miejscu. Tam narrator w trzeciej osobie przedstawia czytelnikowi: braci Scroope’a i Charliego Marstonów, wdowę – matkę czworga dzieci Moll Ryan, łobuza Larkina, zakrystianina Boba Martina, Petera Briena, utrzymywanego przez babkę od dwudziestu lat, odkąd osierociał, kapitana Jamesa Walshawe’a, który nigdy nie awansował w armii na ten stopień, pijaka Toma Chuffa.

Jak wiadomo, literatura grozy nie może czerpać jedynie z ponurych czy nawet przerażających krajobrazów, bądź niesympatycznych, oziębłych, okrutnych osób, bo one wyłącznie pomagają budować nastrój niepokoju, powodują lekki dreszcz emocji. Prawdziwy  strach, trwogę i zgrozę wzbudzają zdarzenia i postaci ze świata, którego czytelnik nie pojmuje umysłem. Ich katalog jest u Le Fanu całkiem obszerny: zwłoki wyciągające rozcapierzone ręce i grożące trzynastolatce; towarzyszący spadkobiercy duch starego dziedzica, a na dodatek pojawiający się duży, wychudzony buldog, który „okrążał ich prędko w dużej odległości, niczym piekielny pies w «Fauście»„[14] albo leżał na grobie jego ojca, a jego pysk „był uderzająco podobny do gniewnej, mopsiej twarzy ojca”[15]; duch dziedzica dotykający rękoma grzbietu zwierzęcia, które zawsze następnego dnia zapadało na chorobę, a niedługo potem zdychało; malutcy służący o ostrych rysach, ziemistej cerze, małych, niespokojnych oczach i twarzach tak przebiegłych i złośliwych, że dzieci przebiegał dreszcz; banshee – posłaniec śmierci o postaci kota; przeklęty portret starca o obliczu złowrogim i złowróżbnym, wpijającego wzrok w śniących; zjawa o czaszce z ziejącym czarnym i postrzępionym otworem; kolumna żołnierzy maszerujących bezgłośnie przez przeniesione w czasie miasteczko; gasidło zamieniające się w człowieka o lilipucich rozmiarach; czart o postaci przystojnego młodzieńca; zmarli, którzy gwiżdżąc, sprowadzają żyjących do świeżo wykopanych grobów; czarodziej z wyspy na jeziorze; oczywiście elfy i rozwiewające się postacie.

Ze wszystkich tych elementów: różnorodnie skonstruowanych narracji, rzeczywistych ludzi i postaci o cechach nadprzyrodzonych, ponurych budowli i posępnych krajobrazów, a także – niezbędnych przecież – wyrazów dźwiękonaśladowczych Le Fanu stworzył niezwykle poczytne wśród swych współczesnych opowiadania, stanowiące jedną z najważniejszych składowych dziewiętnastowiecznej literatury grozy, zaś potomnym udowodnił, że sięganie do nich nie będzie domeną tylko literaturoznawców, lecz zdecydowanie poszerzy i umocni krąg miłośników gatunku ghost story, stając się jego podstawą także w dwudziestym pierwszym wieku.

Jerzy Lengauer

 

__________________

[1] [1] Joseph Sheridan Le Fanu, „Duch pani Crowl” w: „Duch pani Crowl, przeł. Marcin Dżdża, C&T, 2013, s. 7.

[2] Joseph Sheridan Le Fanu, „Diabelski Dickon”, op.cit., s. 55.

[3] Joseph Sheridan Le Fanu, „Niezwykłe zajścia przy Aungier Street”, op.cit., s. 87.

[4] Joseph Sheridan Le Fanu, „Biały kot z Drumgunniol”, op.cit., s. 75.

[5] Tamże, s. 76.

[6] Joseph Sheridan Le Fanu, „Umowa sir Dominicka”, op.cit., s. 152.

[7] Tamże, s. 155.

[8] Joseph Sheridan Le Fanu, „Opowieści o duchach z Chapelizod”, op.cit., s. 110.

[9] Joseph Sheridan Le Fanu, „Niegodziwy kapitan Walshawe z Wauling”, op.cit., s. 137.

[10] Joseph Sheridan Le Fanu, „Ultor de Lacy”, op.cit., s. 166.

[11] Tamże, s. 191.

[12] Joseph Sheridan Le Fanu, „Opowieści z Lough Guir”, op.cit., s. 206.

[13] Tamże, s. 208.

[14–15] Joseph Sheridan Le Fanu, „Testament pana Toby’ego”, op.cit., s. 30.