Nowości książkowe

Plakat

Andrzej Dębkowski   

 

Sonety z popiołu i wódki. O niedokończonej miłości Adama Ochwanowskiego

    

Adam Ochwanowski w tomie „Wiersze dla Lidki... sonety niedokończone” już samym tytułem prowadzi nas w obszar podwójnej intencji i napięcia. Z jednej strony mamy „wiersze dla Lidki” – akt osobistej, wręcz intymnej adresacji, wyznanie skierowane do konkretnej kobiety, imieniem nazwanej, obecnej w każdej linijce. Z drugiej – dopisek „sonety niedokończone”, który jest nie tylko formalnym komentarzem, ale również metaforą całej sytuacji egzystencjalnej i uczuciowej. Niedokończenie to nie brak – to świadomy wybór. To gest poety, który rezygnuje z klasycznej domkniętości sonetu, by w zamian otworzyć przestrzeń dla emocji, błędu, wahania i prawdy. W tych „niedokończonych” sonetach dominuje właśnie niepewność, zawieszenie między wyznaniem a zwątpieniem, między sacrum a profanum, między namiętnością a rezygnacją. Sam Ochwanowski podkreśla, że utwory te poświęcone są „miłości jego życia – Lidii”, ale też szerzej – całej, niełatwej relacji między kobietą a mężczyzną, między potrzebą bliskości a lękiem przed utratą. Już ta rama interpretacyjna odsłania sens tomu: nie chodzi o „wiersze o miłości”, lecz o zapis samego bycia w relacji – z drugim człowiekiem, z własnym ciałem, z pamięcią i z czasem.

Poeta zwraca się wielokrotnie i bezpośrednio do „Lidki”. Użycie imienia w tak osobistej tonacji – „A ja, Lidko...”, „Popatrz, Lidko...”, „Jest we mnie, Lidko...”, „Bądź ze mną, Lidko...” – buduje intymny dialog, a zarazem monolog będący rozmową z bytem-adresatem. To nie jest relacja anonimowa, lecz skonkretyzowana. Z jednej strony – „Lidka” może być osobą konkretną, z drugiej – symbolem, figurą kobiecości, tęsknoty, obecności i nieobecności. Wiersz zaczyna się mocnym obrazem: „Chodzi za mną uparcie Anioł dobrych chęci...”, w którym „ja” liryczne żyje w cieniu, w relacji – nie tylko z adresatem, ale także z figurą anioła, dobra, legitymacji uczuciowej. Adresacja do „Lidki” pełni rolę katalizatora samoświadomości podmiotu lirycznego: przez nią ukazuje się zarówno jego słabość („A ja, Lidko, jak zwykle – nad ziemią wysoko”), jak i jego ręka gotowa podbić oko anioła („I chuligańską pięścią podbijam mu oko”). Ten gest łączy obraz sacrum i profanum, zamierzonej czułości i zdecydowanej agresji. Wskazuje to na ambiwalencję relacji i wewnętrznego świata podmiotu lirycznego.

Już w pierwszych wersach pojawia się silne napięcie: „Anioł dobrych chęci” – figura dobra, opiekuńcza, „Poborca uczuć spuszczonych z łańcucha” – metafora wolności uczuć, ale i ich udomowienia. Podmiot mówi: „I ja... chuligańską pięścią podbijam mu oko”. To obraz, który prowokuje: wobec dobra, nadziei, przyjaźni, podmiot cytuje nie tylko czułość, lecz także akt prowokacji i oporu. Występuje kontrast: „nad ziemią wysoko” vs „nozdrza jak konia spinam, wódką kaca leczę”. Wytwarza się świat w którym sacrum (anioł, nadzieja, przyjaźń) i profanum (wódka, kac, chuligańska pięść) nie tylko współistnieją, ale wręcz wchodzą ze sobą w dialog – a może w konflikt. Taka logika – nie idealizowania, ale współzamieszkania sprzeczności – daje tomowi wymiar dramatyczny i autobiograficzny. Podmiot nie stara się udawać czystości, jego liryzm polega właśnie na przyjęciu całej gamy stanów: od miłości, przez wódkę, przez kac, przez drwinę aż po nadzieję. To z kolei czyni tekst „żywym”, „uhlany”, jakby wiersz powstał nie w sterylnym studiu, lecz w barze, w nocy, w rozmowie, w tańcu z cieniem własnym („Potem znów drepce za mną cień mojego cienia”).

Choć przytoczony fragment nie zachowuje klasycznej czternastowersowej struktury sonetu w sposób jawny (liczba wersów jest znacznie dłuższa), to tytuł „sonety niedokończone” nakazuje czytać go w kluczu formy niezamkniętej, rozwleczonej – świadomie lub instynktownie – przekraczającej typowy model. Sama nazwa „sonet niedokończony” może być odczytywana jako metafora – życia, relacji, wiersza, którego puenta nie została wypowiedziana lub została przerwana. Ten otwarty układ formalny wydaje się korespondować z tematyką: miłość, pamięć, rozpacz, alkohol, śmierć, nadzieja – wszystko jest w trakcie, nie jest zakończone. W tradycji sonetu chodziłoby o zamknięcie argumentu, obrazu, puenty; tu zaś brak zamknięcia staje się znakiem autentyczności. Ponadto ostentacyjne niedokończenie może być gestem antyformalnym – pośród liryki osobistej autor odrzuca czystość formy, aby oddać nieuporządkowanie zwykłego życia.

Wyróżnić można kilka motywów przewodnich: motyw cienia – „Potem znów drepce za mną cień mojego cienia”; motyw pamięci, przeszłości i historii – „Jest we mnie, Lidko, rozpacz i pamięć przeklęta / Wskrzeszająca umarłych zasługi i winy”; motyw wolności i jej porażki – „Rozum, co zerwał sieci dziecięcej modlitwy / Napis: Niech żyje wolność! – w obskurnym szalecie”; motyw miłości-pożądania-uzależnienia – wódka, kac, żądza, kobieta, ciało; motyw boskości i bluźnierstwa – „Bóg oszalał. Człowieku – ponoć jesteś wolny”; motyw drogi – „Chodź, Lidko, ze mną – górą, chodź ze mną – doliną / Na granice bezkresne i bezdroża świata”. Połączona z tymi tropami jest intensywna obecność języka kontrastów („żywota i żywotem świętych”, „przed każdą nocą pokłóconą z rankiem”). Otwartość tych tropów umożliwia wielowarstwową lekturę – zarówno jako wyznanie, jak i jako alegoria stanu bycia.

Głos podmiotu lirycznego jest bezpośredni, często potoczny („I chuligańską pięścią podbijam mu oko”; „Nie daj mi wiary, Lidko, że wczoraj nie piłem / Że nie paliłem skręta, nie wąchałem koki”). Ten rejestr potoczności zderza się z momentami poetyckiej wysokości („A ja, Lidko, jak zwykle – nad ziemią wysoko / Z czupryną rozczochraną na historii wietrze”). Taki styl stanowi mieszankę prozy życia i liryki, co można odczytać jako program poetycki – odnosić poezję nie do wyidealizowanej przestrzeni, ale do surowego doświadczenia. Styl charakteryzują liczne neologizmy lub zaskakujące metafory („nozdrza jak konia”, „kolysankę rzewnie piękną”, „wódką kaca leczę”). To język, który nie boi się brudów życia, ani metaforyki religijnej. Równocześnie pojawia się wiele odwołań do historii, przodków, winy, zadość-uczynienia („Płacz po mężnych pradziadach, skutki i przyczyny”). Liryka więc łączy poziom mikro – relacja z „Lidką”, alkohol, ciało – z makro – historia, wolność, śmierć, Bóg.

Ważna część tomu to analiza relacji męża-kobiety, podmiotu-adresata, ale także relacji człowieka do świata, przeszłości, Boga. W wierszach podmiot liryczny mierzy się z własną tożsamością: „Wiem, panoszy się we mnie przemądrzałe dziecko / Wiejski pijany głupek, co na linie tańczy”. To deklaracja nie-ja, które dostrzega w sobie różne figury – dziecko, głupek, kobieta-postać („Dziewczynką, co w skarbonce bukiet marzeń zbiera”), żebrak („Jesteś głodem żebraków i strawą codzienną”). W ten sposób relacja z „Lidką” staje się lustrem dla tych figur, a jednocześnie dla pytania: kim jestem? Czy potrafię być z kimś, cierpieć, śmiać się, kochać? „Nie wiem, kiedy się ciebie na tyle nauczę / Abyś była, cierpiała i śmiała się ze mną”. To wyznanie niepewności, potrzeby i lęku. I w tym sensie tom nie jest triumfem miłości, lecz raczej jej dramatem, procesem.

W pierwszej części przywołany jest silny motyw pamięci: przywoływanie mężnych pradziadów, zasług i winy. To nie tylko autobiograficzne wspomnienie, ale metafora wspólnoty, historii, ziemi – autor związany jest z regionem świętokrzyskim, Ponidziem. Wiersze więc odnoszą się także do miejsca, tradycji, lokalnej historii. W kontekście tomu ważne staje się połączenie osobistej relacji miłosnej z pamięcią pokoleń – „Płacz po mężnych pradziadach, skutki i przyczyny”. W ten sposób „Lidka” może być również figurą dziedzictwa, przyszłości, nadziei, której trzeba się nauczyć. Autor nie unika także tematu wolności i jej degeneracji („Napis: Niech żyje wolność! – w obskurnym szalecie”). To mocne obrazy, wskazujące na realia historyczne i społeczne – wolność może stać się sloganem, pustą formą. Podmiot nie idealizuje.

Nie sposób pominąć obecności motywu wódki, kaca, pokera, papierosa („skręta”), koki – wszystkie te elementy mówią o cielesności, o nałogu, o upadku i odrodzeniu. Cielesność pojawia się jako miejsce prawdy i zdrady („Pogańska strzała w sercu utkwiona zdradziecko”), jako znak nostalgii, jako aspekt miłosny („Jesteś głodem żebraków i strawą codzienną”). Podmiot liryczny widzi w sobie zarówno poetę, jak i pijaka, zarówno kochanka, jak i chuligana („Który wiersze przerabia na dramat”). Warto odczytać to jako program – poezja, relacja, życie konserwują się nie w czystości, ale w brudzie, w kompromisie, w niedokończeniu.

W całym tekście pojawia się także motyw nadziei – choć w ujęciu niełatwym: „Jest miejsce na nadzieję i troskliwość wszelką” – ale zaraz obok bluźnierstwo: „Bóg oszalał. Człowieku – ponoć jesteś wolny”. Ten gest jest wywróceniem klasycznego porządku: zamiast Bóg-mocny-przewodnik jest Bóg-szalony; zamiast człowiek-podmiot-wolny jest człowiek-szukający, poddany syzyfowej pracy. Nadzieja nie jest czymś oczywistym, ale konstruktem, który trzeba pielęgnować mimo doświadczenia upadku, niedoskonałości, ciała i historii. Ten dualizm – bluźnierstwo i modlitwa, cielesność i transcendencja – nadaje tomowi wymiar filozoficzny. Podmiot liryczny chce wierzyć: „Wierzę, Lidko, w brzemienne świętych obcowanie / W radość ludzkich uniesień, niegroźne rozterki / W wielki świat, choć jest mniejszy od zwykłej muszelki”. Ale od razu dodaje: „Plączesz, Lidko. Nie wierzysz. I ja kurwa płaczę”. Taka szczerość daje poezji autentyczność.

„Lidka” w tych wierszach pełni wiele funkcji: jest kochanką czy partnerką, jest symbolem kobiecości, jest powierniczką, jest także figurą metaforyczną – Nadzieją, Wolnością, Przyszłością, może nawet Wierszem. Autor ją błaga: „Bądź ze mną przed zamiarem, z zamiarem i winą / Ostatnim snem proroczym i pierwszą dziewczyną”. Jej podmiotowe imię staje się punktem odniesienia dla całego świata: dla wolności, historii, winy i odkupienia. Warto zauważyć, że w tekście występuje również pewna asertywna prośba-rozkaz („Zacumuj ze mną, Lidko”, „Nie daj mi wiary, Lidko, że...”), co pokazuje ambiwalencję relacji: z jednej strony liryczne błaganie, z drugiej – surowe żądanie. To czyni relację nierówną, dynamiczną, często dramatyczną.

Autor stosuje liczne środki poetyckie: powtórzenia („Jest we mnie,... Jest to,... Jest w nas,...”), apostrofy („Lidko”), metafory silne i często szokujące („nozdrza jak konia”, „wódką kaca leczę”, „Że rozsądek pomylił do kochanki kroki”). Wersy są raczej długie, obrazowe – rzadko klasycznie sonetowe w liczbie zgłoskowej. Widać tu ruch ku wolności formalnej, ku poezji, która chce być swobodna, nieograniczona. Rytm często wyłamuje się z tradycji, ale dzięki temu oddaje stan świadomości podmiotu: napięty, niepokój, rozdwojony. Istotna jest także przerzutnia – widać ją w wielu miejscach („A ja, Lidko, jak zwykle – nad ziemią wysoko / Z czupryną rozczochraną na historii wietrze”). Z dziecięcej modlitwy zerwał sieci rozum; wolność śpiewa w obskurnym szalecie. Te zestawienia przeciwieństw są budulcem stylu.

Z punktu widzenia literatury regionalnej tom zasługuje na uwagę – autor związany jest z regionem świętokrzyskim, Ponidziem, co czyni jego głos autentycznym w przestrzeni peryferii literackiej. Dzięki temu jego poezja ma również wymiar lokalny i uniwersalny jednocześnie. Fakt, iż tom jest określany jako „wyjątkowa bardzo osobista pozycja” w dorobku autora, potwierdza jego znaczenie w literaturze współczesnej. Literacko rzecz biorąc, tom stanowi ciekawy przykład poezji, która łączy elementy liryki miłosnej, autobiograficznej, egzystencjalnej i społecznej – bez pretensji do czystości formy, lecz z pełną gotowością do zanurzenia w życiu, w jego nieporządkach, upadkach i pełnych gestach. W tym sensie może on być czytany jako próba „ocalenia” – siebie, relacji, miłości, pamięci – poprzez poezję. Jednakże „niedokończenie” wskazuje, że ostateczne ocalenie nie jest dane, jest ciągłe, a może niemożliwe.

Mimo licznych walorów, tom nie jest wolny od pewnych zagadnień, które wymagają krytycznego spojrzenia. Po pierwsze: bez wątpienia język momentami balansuje na granicy „auto-ekspresji” a „monologu intymnego”, który może być odbierany jako skierowany wyłącznie do jednej osoby („Lidka”), co powoduje, że czytelnik zewnętrzny może czuć się wykluczony – jakby wścibskim świadkiem prywatnej sceny. Taka strategia czyni tom silny emocjonalnie, ale równocześnie może ograniczać uniwersalność odbioru. Po drugie: centralność tematów takich jak wódka, kac, bluźnierstwo – choć autentyczna – może w pewnym momencie wywoływać efekt przesytu. Ale być może właśnie w tym tkwi jego prawda: świat nie jest czysty, a miłość nie jest elegijna. Wreszcie: „niedokończenie” – jako koncepcja – jest mocne w wymowie, ale ryzykowne formalnie. Nie każdy czytelnik zaakceptuje brak klasycznej puenty; jednak w poezji Ochwanowskiego jest to zabieg świadomy.

Tom „Wiersze dla Lidki... sonety niedokończone” to książka bardzo osobista, pełna emocji, sprzeczności i prawdy. Nie udaje poezji salonowej. Jest szczera, często bolesna, miejscami brutalna. Ale właśnie w tej szczerości tkwi jej siła. To poezja z popiołu i wódki, z modlitwy i bluźnierstwa, z miłości i jej braku. To sonety – a raczej ich echa – które nie chcą być skończone, bo życie, do którego się odnoszą, również nie jest.

To tom, który trzeba przeczytać nie raz, lecz kilka razy – żeby usłyszeć w nim nie tylko „Lidkę”, ale także echo własnych niedokończeń.

Andrzej Dębkowski