Nowości książkowe

 

Plakat

Andrzej Walter  

 

Kultura bez kultury 

    

Tak, tak, tak, sto razy tak. Andrzej Wołosewicz zgrzeszył tekstem, w którym jakże... kulturalnie (sic!), ach jakże kulturalnie, choć nieco dosadnie opisał naszą najbliższą i tę dalszą przyszłość. Ponoć miała być to polemika do tekstów Piotra Müldnera-Nieckowskiego, tudzież niejakiego Waltera.

Wołosewicz zaczął od Piotrowej oczywistej oczywistości – książka była, jest i będzie, jakoś tam pozostanie, no i oczywiście od Walterowskiego lamentu nad lamenty i utyskiwania. Ja lamentu i utyskiwania mam już dość jak mało czego, zatem Andrzej Wołosewicz zafundował mi swoistego rodzaju katharsis: pojęciowy i treściowy, ale i postawę korekcji mojej mocno skrzywionej postawy zwanej z łacińskiego... no wiecie zresztą jak zwanej, a ponieważ słowo to dziś nader popularne, każdy może sobie w myślach po-------ć, odmieniając owo popularne słowo dowolnie przez przypadki – zwłaszcza Waltera. Dla sportu i ukulturalnienia ducha, bo choć duch w narodzie nie ginie, to ustalmy – nie unosi się już nad wodami, myszy Popiela definitywnie wpier----, znaczy się zjadły; ze smakiem; łącznie z kręgosłupem i pozostałościami, a nam się ostał jeno... cham, albo brud.

 

Ad rem. Czytać już nie będą. Największa kara wymierzana uczniom to przeczytać fragment książki, publicznie, na głos, bez zrozumienia. Mój Boże. I Wołosewicz cofa się do... Homera, do przekazu oralnego, który zastępujemy w dziejach przekazem pisanym. Na szczęście wyjaśnia o co chodzi z tym przekazem oralnym, że to po prostu przekaz ustny. Nie ten, którym zasłynął Bill Clinton w Gabinecie Oralnym, oj, pardon, Owalnym. Przekaz ów stał się dziś chyba jednak kulturą naszej Kultury, wobec którego inne „przekazy” to zwyczajna dewiacja, a 50 twarzy Greya to taka bajka dla dzieci. Chyba „na poziomie”.

I tak dalej i tak dalej. Ad rem dwa. Wołosewicz:

„Literatura do jakiej byliśmy przez wieki przyzwyczajeni, literatura będąca głównym, podstawowym (i jedynym!) nośnikiem kulturowego przekazu wartości, przekazu wyrafinowania tejże kultury, literatura jako sposób docierania do „rzesz i mas” traci swój monopol. Dlaczego? Z dwóch powodów. Bo czytanie jest... trudne! Wymaga wysiłku, jest aktywnością, czynnością, która nas wzbogaca, tyle że to wzbogacanie jest okupione pracą myślową, intelektualną ale i fizyczną, wymaga czasu, cierpliwości, pokory.”

Pokory? A czym jest pokora? Chrześcijańskim miłosierdziem? Emigracją wewnętrzną? Postawą outsiderów? Wołosewicz twierdzi, że jesteśmy przebodźcowani,  bo jesteśmy, jesteśmy nabodźcowani, naszprycowani postawą: ja, ja, ja... mój Boże – jaka pokora? To po co czytać? Nawet tytuły i anonse. Ogłoszenia i oferty, a to już może i owszem i á propos. Czytanie jest trudne. Najtrudniejszy jest (...) na przykład Remigiusz Mróz. Trudno go zrozumieć. Pojąć jak ktoś tak wynaturzony może być u Niego (pisarza nad pisarzy) masowym bohaterem książki tej czy innej. Trudna jest przecież Olga Tokarczuk. (Ech) Trudna i nudna. Trudny jest Szczepan Twardoch. Trudny i brudny. Obsceniczny niejako. Obrazoburczy. Pisarz prowokator. To jakby nasz top. Ten właściwie nieczytany, ale dostępny w salonikach prasowych (które zastąpiły kioski ruchu – taki relikt PRL jak budki z piwem)... Dobra. Przestajemy się śmiać, bo i śmiać się nie ma z czego. Piwo stało się naszą narodową specjalite – w miejsce książki...

Zapytajmy więc sztuczną inteligencję czym jest naród, który przestaje czytać...

 

AI: „Naród, który przestaje czytać, staje się podatny na dezinformację i złe decyzje, ponieważ traci dostęp do wiedzy i krytycznego myślenia, co osłabia jego fundamenty demokratyczne i obywatelskie. Powieść „Naród, który przestaje czytać, mało wie” autorstwa Jima Trelase'a, przypomina, że brak czytelnictwa prowadzi do ignorancji i podejmowania niekorzystnych decyzji na poziomie społecznym i politycznym.

 

Konsekwencje zaprzestania czytania przez naród:

 

Zwiększone ryzyko manipulacji i dezinformacji:

Bez umiejętności krytycznego myślenia, naród staje się łatwiejszym celem propagandy i fałszywych informacji.

 

Podejmowanie złych decyzji:

Niewiedza prowadzi do nieświadomych, błędnych wyborów na poziomie osobistym, społecznym i politycznym.

 

Osłabienie demokracji:

W społeczeństwie, gdzie większość jest niepiśmienna lub nieczytająca, wykształcona mniejszość może być przegłosowana, co jest niebezpieczne dla systemu demokratycznego.

 

Utrata wspólnej pamięci:

Brak aktywności czytelniczej i studiowania historii może prowadzić do utraty łączności z przeszłością, a tym samym osłabić poczucie tożsamości narodowej.

 

Dlaczego czytanie jest ważne dla narodu?

 

Rozwój krytycznego myślenia:

Książki kształtują zdolność analizy i oceny informacji, co jest kluczowe dla świadomego obywatela.

 

Dostęp do wiedzy:

Czytanie pozwala na zdobywanie wiedzy o świecie, historii i różnych perspektywach, co buduje fundamenty inteligentnego społeczeństwa.

 

Kształtowanie tożsamości:

Książki zawierają historie, tradycje i dziedzictwo kulturowe, które pomagają narodowi zrozumieć siebie i swoje miejsce w świecie.

 

Rozwój umiejętności społecznych:

Lektura literatury pozwala na rozwijanie empatii, zrozumienia dla innych i uczestniczenia w szerokiej dyskusji o ważnych sprawach.

 

Bardzo mądra ta „sztuczna inteligencja” tyle, że... jakaś taka sztuczna. Mądrości można wygłaszać. Mądrości można usystematyzować, można je zgłębić, pojąć i przemielić mentalnie, rozłożyć na czynniki pierwsze i poskładać z powrotem do konstrukcji syntetycznej, tylko co z tego. Cóż z tego skoro gros społeczeństwa idzie na tak zwaną łatwiznę i swoje dzieci tresuje zamiast wychowywać, nastawia merkantylnie na świat, zamiast budzić pasje, uczy wyrachowania i tak zwanej zaradności zamiast szlachetności. Czytanie tu nie pasuje. Jakiś Bóg tu nie pasuje. Cnoty, zalety, dobro, wiara – nadzieja i miłość tu nie pasują. Tu pasuje podstawowa umiejętność kalkulacji, ja, ja, ja i dobry wybór. Plan doskonały. Wyobraźnia biznesowa. Hodowla ludzi sukcesu. Twój sukces to porażka bliźniego. Człowiek twój wróg. Ty jesteś centrum wszechświata i stworzenia, oj nie, żadnego stworzenia – Stwórcą ty sam sobie jesteś i sterem i żeglarzem i okrętem, najlepiej takim z KPO. Piekło to inni – Donald Sartre (?)

To, co robi się z tymi biednymi dziećmi w polskiej szkole to hucpa i skandal nad skandale. To zbrodnia przeciwko ludzkości i każdy, kto się dokłada do takiego kształtowania następnych pokoleń zostanie za to ukarany. Jak? Efektami tych manipulacji i eksperymentu społecznego. Efekty będą piorunujące. Eutanazje i zgrzytanie zębów. A może i nowe, jeszcze straszniejsze rewolucje. Któż to wie?

Książka dziś nic nie znaczy. Nikogo nie pobudza, nikogo nie przekonuje, nie powoduje dyskursu publicznego, nie wywołuje emocji, nie znaczy wiele, albo niczego nie znaczy. Książka dziś jest: rozrywką, gadżetem intelektualisty (lub aspiranta na intelektualistę), jest taką atrapą rozpoznawczą – oto intelektualista, wyższa kasta, osoba podobno wykształcona. Obojętnie tu już jaka książka. Reszta gawiedzi i tak tego nie rozpoznaje. Wyciągnąłem ostatnio w miejscu publicznym Mein Kampf. Nikogo to nie wzrusza, nikt nie zwrócił mi uwagi, na mnie uwagi. Ba, nikt chyba tego nawet nie zauważył. Człowiek niewidzialny. Czytający – człowiek-nikt. Każdy ma prawo... i tak dalej. A szpanować można nawet Mrozem. Kiedy wsiadam w metro w Paryżu, Berlinie czy Londynie widzę jak nisko upadliśmy, bo widzę kto tam czyta i w jakiej ilości są ci czytelnicy. Nie będę tematu rozwijał. To duży temat i wstydliwy. Niestety.

Polska i Polacy to dziś naród upadły. I jak wieści Wołosewicz – będzie tylko gorzej. Głupiej, prymitywniej, bezrefleksyjniej, bardziej miałko i bardziej strasznie, bardziej powierzchownie i prostacko.

No i bardziej wesoło, człowiek w pracy, małpa w Zoo. Puste pole za stodołą, chłop zaprawia, ale jazz. Słowa tej piosenki już przetrwały. Książka też przetrwa, czytelnik przetrwa. Dziwoląg nad dziwolągi. Świat nie przetrwa, a Polska to już na pewno nie.

Tylko w sumie – co mnie to wszystko obchodzi. Ja jeszcze w tym krótkim życiu mam tyle do przeczytania, że chyba mi tego życia nie starczy, a i do napisania coś tam jeszcze mam, tyle, że już wiem. Jest niewielka szansa, że przeczyta to w ogóle ktoś, kiedyś, być może za jakieś sto czy dwieście lat, a może i nawet to nie. Będzie to pisanie dla pisania i nic – dla nikogo więcej. Dlatego tak śmieszą mnie, niektórzy (...) koledzy po piórze. Ale jazz...

Andrzej Walter