Nowości książkowe

 

 

Gitta Rutledge, „Podróże przez życie. Autobiografia”. Opracowanie fotografii: Jacek Mermela. Fotografie pochodzą z archiwum autorki. Wydawca: Gitta Rutledge, Poznań 2015, s. 392 + 40 nlb.

 

 

Gitta Rutledge napisała biografię niezwykłą, rozrastającą się wielowąt­kowe i nieustannie próbującą odpowiedzieć na pytanie o sens egzysten­cji. Troska pisarska, by stworzyć dzieło logiczne i koherentne, szła tutaj w parze z niezwykłą delikatnością Autorki, która tylekroć doświadcza­na życiowo, nie chciała nikogo dotknąć ani niczego przeinaczyć. Nie znaczy to, że Autorka zataiła cokolwiek lub ukazała zdarzenia w te­atralnie upozowanym świetle – wręcz przeciwnie, ta subtelność zapisu dała piorunujący efekt, wzmocniła wymowę faktów, a nade wszystko uwiarygodniła narrację. Wielu ludzi próbuje podsumowywać swoje życie, ale tylko nielicznym to się udaje – tylko wybranym los pozwala stworzyć relację, w której obok dobrego warsztatu literackiego pojawia­ją się pogłębione psychologicznie portrety różnych osób i wskazania dialektyki historii, nieliczącej się z ludzkimi biografiami, rozrzucającej byty po świecie, niczym jesienny wiatr opadające liście. Może właśnie ta pora roku stała się inspiracją dla twórczyni, która z niezwykłą wprost lekkością i dynamiką odsłoniła kolejne karty nocy i dni.

(...)

Opowieść Gitty Rutledge chwyta za serce i każe wierzyć, że pośród wielu złych ludzi znaleźć można wyspy dobra, istnienia skrzywdzone, ale nieustannie dążące ku pięknu i mą­drości, szukające spełnienia w prostych ludzkich odruchach i chwilach świetlistych. Obrazy autorki idącej swobodnie brzegiem Zatoki Mek­sykańskiej na Florydzie, przeglądającej się w wystawach sklepowych Londynu, Atlanty, Nowego Jorku, Poznania, a nade wszystko czującej wielką łączność z ludzką wspólnotą, zapewne pokrzepią wielu czytel­ników. Ale historie tutaj opisane niechaj będą też dla nich znakiem walki, siły i dobra, czułości, która nie dopomina się zapłaty i prawdy, która daje moc, by podjąć nawet najtrudniejsze wyzwania.

dr Dariusz Tomasz Lebioda

 

Dušan Vidaković, Na rozdrożach. Przekład z języka serbskiego: Olga Lalić-Krowicka. Fotografia na okładce: Jakub Niedziela. Korekta: Jakub Niedziela. Wydawnictwo Jednooki Kruk Arkadiusz Sawczuk, Biała Podlaska 2015, s. 16.

 

 

Polscy czytelnicy otrzymali książkę Duśana Vidakovicia: „Na rozdrożach” (haiku i dwa haibuny). Należy podkreślić, że haiku jest gatunkiem sylabicznej poezji japońskiej, natomiast hainbun to krótka proza i haiku (tematycznie po­wiązane ze sobą). Serbski poeta osiągnął dużą biegłość w posługiwaniu się tymi gatunkami; wprowadził do nich paradoks, subtelność i estetyczny minimalizm. Również na uwagę zasługuje fakt, iż jego wiersze są zanurzone w realnym świecie... w codziennym życiu. Oto charakterystyczny przykład:

 

Dumna z nas

matka smaruje naleśniki

dżemem z dzikiej róży

(cykl „Linie życia”)

 

 D. Vidaković prowadzi też dialog literacki z Tomasem Transtromerem – wybitnym szwedzkim poetą, laureatem Nagrody Nobla (cykl „Dialog z Trans­tromerem”). Ten przedstawiciel klasycznej liryki „określa drogę”, bo jest wnukiem bałtyckiego sternika / na południowej linii.

 

Utwory D. Vidakovicia świadomie nie pozwalają na jakąkolwiek konkretną interpretację, a jednak pozostawiają w odbiorcy ulotne, refleksyjne odczucie. Myślę, że polscy czytelnicy i krytycy literaccy znajdą ten poetycki klimat we wspomnianej książce serbskiego pisarza.

Tadeusz Lira-Śliwa

 

Jan Nowicki, Dwaj panowie. Redakcja: Anna Kondratowicz. Opracowanie graficzne:Sebastian Kudas. Grafika na okładce: Agnieszka Filipowska. Zdjęcie na okładce: Marian Cholerek, Anna Włoch. Typografia okładki: Marcin Adamczyk. Redaktor prowadzący: Maria Magdalena Miłaszewska. Wydawca: Bellona SA, Warszawa 2015, s. 432.

 

 

 Pamiętam listy z czasów, kiedy dla nich kupowałem „Przekrój”. Ich autor jest postacią szczególną. Dysponuje wyobraźnią i słowem, które tak w wersji lirycznej, jak i kąśliwej są błyskotliwe i niebanalne. Jeśli Pan Jan pozostanie wybitnym aktorem, marzyłoby mi się, by grat własny tekst.

Marek Kondrat

 

...Czy pan Jan i pan Piotr napisali sobie role, których uczyli się i które doskonalili do końca? Czy też improwizowali, bo byli sobie bardzo potrzebni, a ich dialogi budowały mosty między twierdzami ich samotności, smutków, marzeń? Nie mam pojęcia, ale kiedy czasem zastanie mnie szary świt, przypominam sobie o oknie na Pawlikowskiego, o tamtej nocy, kiedy dwóch panów wlokło przez Kraków girlandy, papierowe łańcuchy, serpentyny, anielskie włosy po to, by udekorować nimi drzewko, ale tak naprawdę po to, by ze sobą być. I rozmawiać – bez końca.

Grzegorz Turnau

 

Eugeniusz Łastowski, Widma z bezwiecza. Opowiadania kresowe. Redakcja literacka: Jerzy Zalewski. Redakcja i korekta: Magdalena Lenart. Opracowanie graficzne: Piotr Hrycek. Wydawnictwo 2 Kolory Sp. z o.o., Warszawa 2015, s. 178.

 

 

Cztery opowiadania składające się na niniejszy tom tworzą zadziwiający i niezwykle delikatnie kreślący ludzką tragedię „kwadryptyk historyczny” losów kresowych Polaków. Absurdalność zła, „totalność” bezprawia w cywilizacyjnym zderzeniu z „normalną codziennością” wywołują pytanie o wytrzymałość ludzkiej wiary w Opatrzność Bożą nad nimi.

Po zbrodniach wojennych z września i października 1939 r., po zimowych deportacjach i zbrodni katyńskiej na 26 tysiącach oficerów z wiosny 1940 r., zbrodnia na więźniach z Berezwecza i Mikołajowa podczas ewakuacji z więzień w lecie 1941 roku, stanowi zamknięcie „tryptyku zbrodni” sowieckich na Polakach z pierwszego okresu wojny.

 

Fragment słowa wstępnego od autora:

„Latem 1939 roku wróciłem z Wilna do rodzinnej wsi Myszki, gdzie mieszkali moi rodzice. Tutaj spędzałem najmilsze wakacje. Sąsiedzi zaczęli z trwogą rozprawiać o wojnie. A niech sobie gadają - myślałem - Polska jest silna i nikt nie odważy się jej najechać. W końcu wakacji 1 września wojna stała się faktem. Ale wydawało się, że była daleko od naszej wsi. Niedługo potem ujrzałem uciekających na rowerach żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Do widzenia - krzyknął wojskowy - bolszewicy za nami. Teraz nie miałem wątpliwości, że Polska umiera.

Po wkroczeniu Armii Czerwonej zaczęły się aresztowania. Nikt nie przypuszczał, że pobliski Berezwecz stanie się miejscem kaźni i cierpienia, gdzie zostaną wylanie strumienie krwi. Sowieckie władze zaadoptowały na więzienie potężny zabytkowy klasztor wraz z kościołem. Nazwa miejscowości stała się postrachem dla wszystkich ludzi zamieszkałych na terenach północno-wschodnich Rzeczypospolitej. Tysiące przetrzymywanych tam więźniów zginęło. Wśród ocalałych byli uczeń Witold Myszko i Aleksander Bułat, sekretarz sądu grodzkiego z Duniłowicz, którzy wydostali się spod stosu trupów. Opowiedzieli mi niemal z fotograficzną dokładnością swoje przeżycia i cierpienia w czasie rozstrzeliwań i masakry więżniów. Ich relacje posłużyły mi do opisu opowiadania „Widma z Berezwecza”.

Wszystkie cztery opowiadania Eugeniusza Łastowskiego mają wspólne tło historyczne, którego kanwą są represje sowieckie, dokonane na ludności polskiej na okupowanych od 17 września 1939 roku ziemiach II Rzeczypospolitej, do momentu wkroczenia na te ziemie Niemców i dokonania zbrodni na ewakuowanych więźniach z obozu w Berezweczu w 1941 roku. Dzień 17 września odbierany jest powszechnie jako początek zagłady. Dzień 10 lutego 1940 roku, pierwszej wielkiej deportacji na Syberię i do Kazachstanu, odbierany jest z kolei jako punkt kulminacyjny nieludzkich represji. Stopniowy wyjazd ludności polskiej na tzw. Ziemie Odzyskane, do nowej, komunistycznej Polski stanowi symboliczny kres „polskich kresów”. Ci co zostali byli już tylko świadkami niegdyś żyjących na tych ziemiach licznie Polaków.

Eugeniusz Łastowski – urodził się w 1919 roku we wsi Myszki na Wileńszczyźnie. Zdał maturę w 1939 r. w Gimnazjum i Liceum im. Zygmunta Augusta w Wilnie. Czasy wojny spędził na Wileńszczyźnie. Po wojnie pracował jako podkomisarz ziemski w Węgorzewie, w 1947 r. za udzielenie pomocy Akowcowi z Kresów został aresztowany i skazany na 3 lata więzienia w Ełku. Po wyjściu na wolność zamieszkał na Ziemiach Zachodnich, gdzie pracował jako klasyfikator gruntów na terenie woj. lubuskiego. Autor powieści pt. Szumiały lasy oraz szeregu publikacji w różnych czasopismach, m.in.: w londyńskim Orle Białym i Frondzie.

 

Zbigniew Majewski, Fragmenty biografii. Okładka i opracowanie graficzne Barbara Kuropiejska-Przybyszewska. Redaktor Stanisław Grabowski. Wydawnictwo PATI, Warszawa 2015, s. 106.

 

 

Zbigniew Majewski, prawnik z wykształcenia, z poeta z pasji prowadzi nas tym razem śladami swojej biografii. Poza osobistymi refleksjami, ten tomik wierszy to poetycki krzyk wrażliwej duszy, która wokół dostrzega zło i nie umie się pogodzić z jego istnieniem; wszystko, co krzywdzi innych, smuci autora i niepokoi. Jest on zdecydowanie po stronie dobra, nie ukrywając, że jego spojrzenie na świat mija się z tym wyznawanym np. przez media, ze obce są mu poglądy zabarwione relatywizmem czy pogoń za uciechami świata tego.

 

Wojciech Kawiński, Sennik poranny. Redakcja: Jacek Lubart-Krzysica. Projekt okładki: Andrzej Błaszczyk. Wydawca: Oficyna Konfraterni Poetów – 1986, Kraków 2015, s. 88.

 

 

Wojciech Kawiński urodził się w 1939 roku w Dębicy. Od 1958 mieszka i pracuje w Krakowie. Poeta, dzien­nikarz, współ­pra­cownik pism literackich m.in. “Magazynu Kultu­ralnego”, “Literatury”, “Poezji”, “Tygodnika Kultu­ralnego”, “Kultury” (Paryż), “Okolicy Poetów”, “Metafory”. Ogłosił ponad 20 zbiorów wierszy, takich jak Odległości posłuszne (1964) debiut, a następnie, m.in.: Pole widzenia (1970), Lustro dnia (1975), Pod okiem słońca. Wiersze wybrane (1980), Żelazna rosa (1995), Planeta Ognia (1997), Kręgi zdarzeń (1999) Widok z okna (2002), Ciało i duch. Wiersze nowe i wybrane (2003), Obrót Koła (2008), Dwa Lata wierszy (2008). Laureat kilku nagród za twórczość poetycką. Tłumaczony m.in. na francuski, niemieckie, bułgarski, grecki, ukraiński, węgierski, serbsko-chorwacki, czeski, słowacki, albański, litewski, rumuński, macedoński.

Sennik poranny to najnowsza książka poetycka tego jakże osobnego pisarza.

 

Tadeusz Czerniawski, Gry szkolne w Głazowie. Redakcja zdjęcie i projekt okładki: Andrzej Dębkowski. Wydawnictwo Autorskie Andrzej Dębkowski, Zelów 2015, s. 272.

 

 

Tadeusz Czerniawski należy do tych polskich pisarzy, którzy z wielką pieczołowitością opisują na kartach swoich książek losy Polaków mieszkających na dawnych polskich Kresach Wschodnich – głównie na Litwie. Ale Gry szkolne w Głazowie jest inną książką. To opis polskiego miasteczka na ziemiach odzyskanych. 

Bohaterowie powieści Czerniawskiego wspominają swoje dzieciństwo i młodość, pełne delikatności i cierpienia małżeństwa rodziców. Kobiety mają liryczne dusze, a mężczyźni nie mogą się pogodzić z tym, że nie mogą realizować swych marzeń. Ich życie jest proste, płaskie i momentami wydaje się, że jest bez przyszłości.

Wielką zaletą powieści Tadeusza Czerniawskiego jest język – niezwykle prosty i piękny jednocześnie. Mało kto dzisiaj potrafi opowiadać w sposób niebudzący żadnych złych skojarzeń. Pisarz posiadł tę umiejętność, która pozwala mu na swobodne operowanie pięknym językiem ojczystym, językiem, który wyssał z mlekiem matki, bo to przecież nie kto inny, ale właśnie matka kształtowała jego młody umysł w duchu patriotyzmu.

Dlaczego więc w książkach bełchatowskiego pisarza jest tyle ciepła, miłości i tęsknoty? Powód jest prosty: innym nie da się przekazać swojej emocjonalnej pamięci, zarazić ich głęboką, prawdziwą nostalgią, jeżeli nie będziemy pamiętać o naszej przeszłości. Pamięć ta jest wyłącznie prawem tych, którzy swoją „małą ojczyznę” naprawdę utracili, prawem pokolenia rodziców i dziadków. Czerniawski o tym pamięta...

Andrzej Dębkowski