Nowości książkowe

 

  

Plakat

Rozstrzygnięto konkurs

IV Małopolska Nagroda Poetycka „Źródło” 2020

 

 

Jurorzy, w trakcie spotkania w dniu 24 lipca 2020 roku w siedzibie Domu Wiejskiego w Warysiu (placówka terenowa Gminnego Ośrodka Kultury w Borzęcinie), w składzie: Józef Baran (przewodniczący), Beata Paluch, Adam Ziemianin, Jadwiga Malina (członkowie Jury) uzgodnili wspólny werdykt i wybrali prace konkursowe. Za najlepszy zestaw konkursowy wierszy (spośród 337 nadesłanych zestawów) nagrodami pieniężnymi zostali nagrodzeni następujący uczestnicy:

I nagroda, przyznana, ale unieważniona ze względów proceduralnych. II nagroda, 2500 zł, zestaw oznaczony godłem Kwiaty Jaśminu – Stanisław Wondołowski. III nagroda, 1500 zł, zestaw oznaczony godłem NEMO – Jan Rutkowski.

Pięć równorzędnych wyróżnień za zestaw wierszy po 600 złotych (w kolejności alfabetycznej godeł): Boso – Katarzyna Hudy, Hołek – Wiesława Raczkiewicz, Izabela – Marta Sas, JJF – Jerzy Fedirko, Klon – Bogdan Nowicki.

Wyróżnienia honorowe, nagrodzone publikacją w wydawnictwie pokonkursowym przyznano następującym wierszom:

1. Cichy potok – czyli opowieść o patrzeniu, godło: Sarna – Lucyna Dyrcz-Kowalska,

2. *** („powietrze śmierdzi…”), godło: Pani od Słów – Katarzyna Justyna Zychla,

3. *** („na rzece cienka warstwa lodu…”), godło: Skowronek – Magdalena Cybulska,

4. Kolory dziecięcego pacierza, godło: Niwa – Irena Niedzielko,

5. Początek świata, godło: Len – Anna Piliszewska,

6. Rachunek sumienia i Serce…, godło: Ruda – Magdalena Podobińska,

7. Przenieśliśmy góry, godło: Mozaiki – Paweł Wójs,

8. Obrazki tryptyk, godło: Ogień – Wioletta Jaworska,

9. Moja żona chrapie, godło: Antrobius – Jerzy Fryckowski,

10. Ślepy tor, godło: Wierzbnik – Paweł Kołodziejski,

11. Ręce, godło: Światy – Łucja Staszak,

12. Kaszanka, godło: Marina – Maria Daszka,

13. Na Chevaleret, godło: Zieleń – Grażyna Bartoszek,

14. Kufry wspomnień, godło: Jamoneska – Aneta Jasłowska,

15. Babcia, godło: Pamięć – Wanda Łomnicka–Dulak,

16. Ojciec, godło: Mandragora – Władysław Edelman,

17. Karmicielka, godło: Grenadyna – Sonia Białek,

18. Szwagry mojej matki, godło: Płać za mandat – Tomasz Krasiński,

19. Pieśń bąka, godło: Racuch – Radosław Poleszuk,

20. Światów odkrywca, godło: Mokosz – Marzenna Lewandowska,

21. Praca domowa z informatyki, godło: Mleko sojowe – Julia Korpysz,

22. Butelki, framugi, ogryzki, godło: Herbatazcukrem2 – Michał Banaszak,

23. Wszystkie wiersze, godło: Łan – Henryk Czempiel,

24. Znów dzielą ludzi na lepszych i gorszych, godło: Sarepska – Ewelina Kuśka,

25. Bez wyrazu, godło: Ginewra – Maria Gibała,

26. Starzy ludzie, godło: Zapomniany, zdumiony – Andrzej Piśko,

27. Tajemnice, godło: Król Ciszy – Sebastian Kotowski,

28. Amazonka, godło: Dolma – Barbara Wrońska,

29. Józef, godło: Sercątko – Łukasz Barys,

30. Skrajem, godło: Amarylis – Grzegorz Kielar,

31. Zdziwienie, godło: Orlik – Maria Robenek.

 

Dwie równorzędne Nagrody Specjalne za utwór związany z regionem Małopolski, otrzymują następujący uczestnicy za zestawy wierszy (w kolejności alfabetycznej godeł):

Nokturny krakowskie, Turbacz – godło: Hanyska: Joanna Goik, Gazeta – godło: Woja46, Janusz Wojewoda.

 

  

Plakat

Danuta Heller

Nowa książka Wiesława Hopa

 

W lipcu 2020 roku miałam przyjemność otrzymać najnowszą książkę Wiesława Hopa pt. „Długa noc”. Spotkanie z dziełem pisarza okazało się dla mnie niezwykle ciekawą i wymagającą podróżą. Tym bardziej, że czytałam już dwie pozycje z jego twórczości, tj. „O północy w Bieszczadach” i „Przed wyrokiem”. Czytałam też opowiadania pisarza publikowane w naszym czasopiśmie „Kurier Błażowski”. Jestem wdzięczna panu Wiesławowi, że znajduje czas dla naszego czasopisma mając tyle innych obowiązków.

Podróż, którą rozpoczęłam razem z bohaterami powieści, okazała się dla mnie ciekawą przygodą w Bieszczadach. Byłam tam wielokrotnie, ale dałam się urzec opisom Wiesława Hopa – Bieszczady są piękne w każdej odsłonie.

Sięgając po książkę „Długa noc” miałam nadzieję, a nawet pewność, że okaże się dla mnie pasjonującą lekturą, podobnie jak poprzednie książki.

A oto w dużym skrócie treść powieści.

Agnieszka Drozd – atrakcyjna maturzystka – jest zakochana w starszym od niej, tajemniczym mężczyźnie, który nosi dziwne nazwisko Andrzej Dżoń. Dziewczyna zdała maturę i dostała się na wymarzoną medycynę. Ale jej rodzice są przeciwni tej znajomości. Na tym tle pomiędzy matką i córką dochodzi do kłótni. Kilka dni później, gdy Agnieszka wyjeżdża w Bieszczady, rodzice zaniepokojeni brakiem kontaktu z córką wynajmują prywatnego detektywa, Józefa Biesiadę, aby odnalazł dziewczynę i sprowadził do domu. Biesiada dowiaduje się, że Andrzej Dżoń to były przestępca z gangu Brzytwy z Wołomina, który ostatnie lata spędził w kryminale. Ustala, że  oboje z Agnieszką przebywają w hotelu w Polańczyku, ale gdy tam dociera, okazuje się, że Agnieszka została porwana,  a Dżoń w nocy opuścił hotel w wielkim wzburzeniu. W Zielonej Polanie – leśnej posiadłości biznesmena z Sanoka – Biesiada odkrywa zwłoki dwóch mężczyzn oraz ślady, sugerujące, że mogła tam być przetrzymywana Agnieszka. Te informacje można przeczytać na okładce książki.

Biorę książkę do ręki i zwracam uwagę na interesującą okładkę, która nawiązuje do treści kryminału. Twarz kobiety jest tajemnicza, skryta w cieniu. Zapowiada to mroczny charakter powieści.

Książka podzielona jest na 45 rozdziałów, które czyta się lekko, aczkolwiek każdy rozdział trzyma w napięciu.

Jeśli chodzi o bohaterów, żadna postać nie jest tuzinkowa, mdła czy nudna. Józef Biesiada to były policjant, obecnie detektyw. Z policji wyleciał, bo wszedł w drogę nieuczciwemu adwokatowi zajmującemu się odzyskiwaniem kamienic. Macki Łakomego sięgały daleko. Na tyle skutecznie, że Biesiada został zmuszony do rezygnacji z pracy w policji. A wcześniej siedział w areszcie, skąd pomógł mu się wydostać przyjaciel Zygmunt, też policjant. Agnieszka – maturzystka pełna entuzjazmu i ufna niczym pierwsza naiwna z operetki. Zakochana w Andrzeju pierwszą, młodzieńczą miłością.  Tak silną, że pragnęła zginąć razem z nim. Andrzej Dżoń – kryminalista, w którym miłość do dziewczyny wyzwoliła ludzkie cechy. To postać niejednoznaczna, nie wiadomo czy rzeczywiście zginął, czy to tylko realizowany jest kolejny plan policji. Rzadko się jednak zdarza, aby zadeklarowany bandzior budził sympatię czytelnika. Współczuję mu, bo jego los jest z góry przesądzony. Czy zginie w momencie, gdy doświadczył szczęścia? Wychodząc z więzienia pragnął zerwać z przeszłością. Czy w zamian za przywilej życia będzie pionkiem w rękach policji? Żadne z tych wyjść nie jest dobre. To zasługa autora, że Andrzeja można polubić i darować mu przeszłość. Ten zatwardziały bandyta budzi sympatię, bo miłość do dziewczyny go nobilituje. Skoro jest w stanie kochać, nie może być do końca zły.  Jest jeszcze dziewczyna Józefa Biesiady, Marysia, nauczycielka, mentalnie najbardziej przypominająca Sienkiewiczowską Marynię Połaniecką. To kobieta, o jakiej marzy większość mężczyzn – piękna, pewna, lojalna, kochająca. Grozę budzi przerażający, bezwzględny bandzior Brzytwa. To uosobienie zła i występku, nie budzi cienia sympatii, a wręcz odrazę.  Sprawność warsztatowa Wiesława Hopa sprawia, że do Brzytwy można poczuć jedynie antypatię. Jego śmierć jest w pełni zasłużona, choć nie nam sądzić. Przez rozdziały przewijają się postaci złych i dobrych policjantów.  Zdarzają się skorumpowani i przekupni, bywają tacy jak Zygmunt – idealiści, zwolennicy złotego środka. Józef z przyjacielem Zygmuntem wiodą dysputy filozoficzne, co środowisko policjantów zdecydowanie nobilituje – orientują się w Biblii i filozofii. W rzeczywistości policjanci częściej bywają kojarzeni z dowcipami o gamoniowatych stróżach prawa niż z Horacym.

Książka trzyma w napięciu. Akcja toczy się w pięknym krajobrazie bieszczadzkim, który zdaje się zaprzeczać temu, że w takim urokliwym  miejscu istnieje zbrodnia i występek.

Nie umiem pisać recenzji. Mogę stwierdzić jedynie, czy książka mi się podoba, czy nie.

„Długa noc” to świetnie napisany kryminał. Zgadzam się z autorem, który twierdzi:

(...)„z powieściami jest podobnie jak z jedzeniem: albo jest dobrze przyrządzone i smaczne, albo nie. Nie można więc do tego dobudowywać żadnych, zaciemniających wszystko teorii naukowych”. [Wiesław Hop, „Długa noc”, s. 93].

Polecam książkę Wiesława Hopa jako smaczny literacki kąsek.

Danuta Heller

___________
Wiesław Hop, Długa noc. Projekt okładki: Dariusz Krupicki. Wydawnictwo CM, Warszawa 2020, s. 286.

 

Danuta Heller – absolwentka I LO im. Komisji Edukacji Narodowej w Rzeszowie (1970-1974), klasa z rozszerzonym językiem niemieckim. Studia: Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Krakowie (1985-1990), Katedra Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej. Praca magisterska na temat ,,Biblioteki w Błażowej w latach 1829-1945”. W latach 1982-2017 dyrektor Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Błażowej, a od 1991 roku do chwili obecnej redaktor naczelna „Kuriera Błażowskiego”.

 

  

Plakat

OD REDAKCJI

 

Nowy numer kwartalnika „ETHOS”

 

Doświadczenie piękna wskazuje, że świat w tym kształcie, w jakim się nam jawi, nie jest wszystkim, co istnieje. Nie ma co do tego wątpliwości autor Księgi Mądrości, który stwierdza, że doświadczenie to pozwala nam nawet uchwycić coś z natury owej innej i wyższej rzeczywistości:”z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę” (Mdr 13,5). Co więcej, „głupimi z natury” (Mdr 13,1) nazywa tych, którzy podziwiając wszechświat, nie widzą w nim dzieła „Tego, który jest” (Mdr 13,1), a części kosmosu czy działające w nim siły uznają za bóstwa. Starotestamentowy pisarz bezskutecznie próbuje znaleźć dla nich usprawiedliwienie. Stwierdza, że wprawdzie ich winę zmniejsza fakt, poszukują przecież Boga, a „ulegają złudzeniu, bo piękne to, na co patrzą” (Mdr 13,7), to jednak, ostatecznie, „im także nie można wybaczyć: jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by móc ogarnąć wszechświat – jakże nie znaleźli rychlej jego Władcy? (Mdr 13,9).

Piękno występuje w przytaczanych fragmentach Księgi Mądrości w dwo­jakiej roli: z jednej strony jest czymś, co niejako prowadzi spojrzenie ku wła­ściwemu przedmiotowi podziwu, z drugiej zaś czymś, co mąci wzrok – tak że doświadczenie piękna samo nie wystarcza, abyśmy ów przedmiot rozpoznali. Jak się okazuje, nie wystarcza też moc tego, co autor biblijny nazywa wiedzą. Pomimo to jego końcowe pytanie wydaje się retoryczne. Wobec tak wyrazistego, przytłaczającego wręcz świadectwa – jakże można się mylić?

Jeśli jednak pytanie to potraktujemy nieretorycznie, odpowiedź na nie mogła­by przyjąć postać historii ludzkiej kultury, a w jej ramach opowieści o odmianach doświadczenia piękna i mniej lub bardziej trafnych interpretacjach tego doświad­czenia, a także o przyczynach błądzenia.

W dziejach kultury Zachodu szczególne miejsce wśród tych opowieści i interpretacji zajmuje wizja zawarta przez Platona w Uczcie, w słynnej mowie o miłości i jej stopniach1 przedstawionej przez kapłankę Diotymę Sokrate­sowi i powtórzonej przez Sokratesa uczestnikom sympozjonu. W wizji tej piękno ukazywane jest przede wszystkim jako przedmiot miłości, można by powiedzieć – posługując się abstrakcyjnym językiem Arystotelesa – jego przyczyna sprawcza i celowa. Miłość zaś stanowi złożony proces, który roz­poczyna się odkryciem zmysłowego piękna jednostkowego ludzkiego ciała i rozbudzonym przez to odkrycie pożądaniem, a kończy kontemplacją samej istoty piękna. W procesie tym kochający uczy się dostrzegać różnicę między konkretyzacjami piękna a pięknem jako takim, a następnie odkrywa piękno duchowe. Dopiero wówczas –jak pisze Platon – może wypłynąć „na morze piękna [...] i kiedy się nam nim rozglądnie, płodzić zacznie słowa i myśli wielkie i wspaniałe, gnany nienasyconym dążeniem do prawdy”2. U kresu tej „żeglugi” ukazuje się mu „piękno wieczne, które nie powstaje i nie ginie, i nie rozwija się ani nie więdnie, ani nie jest z jednej strony piękne, a z drugiej szpetne, ani raz tylko takie, a drugi raz odmienne, ani takie w porównaniu z czymkolwiek, a z czym innym inne, ani też dla jednego piękne, a dla drugiego szpetne”3. Ostatecznie trud dążenia ku pięknu przynosi niezwykłe owoce: „Co myślisz – Diotyma pyta retorycznie Sokratesa – czyby mógł jeszcze wtedy marne życie pędzić człowiek, który aż tam patrzy i to widzi, i z tym obcuje? [...] on dotyka tego, co naprawdę jest rzeczywiste. A skoro płodzi dzielność rzeczywistą! rozwija, kochankiem bogów się staje, i jeśli komu wolno marzyć o nieśmiertelności, to jemu wolno”4.

W przytaczanych fragmentach Uczty Platon na zawsze związał piękno, prawdę i dobro, a miłującym je złożył obietnicę nieśmiertelności innej niż ta, którą człowiek osiąga w swoim potomstwie i która związana jest z miłością jedynie zmysłową.

Co w istocie przedstawia Platon w swojej wizji pozostaje sprawą dyskusyjną. Otwarty pozostaje też spór, w jakim stopniu kochający się ludzie mogą odnaleźć ślady swojego doświadczenia w tym z ogromnym rozmachem, choć schematycznie nakreślonym obrazie, w którym konkretna osoba ukochanego wydaje się schodzić na drugi plan, jeśli nie w ogóle znikać z pola widzenia. W dziejach kultury opis ten uzyskał między innymi interpretację pedagogiczną: ma on przedstawiać żmudny proces wychowania i kształcenia, którego kres dostępny jest tylko nielicznym – chociaż początki należą do doświadczeń pow­szechnych.

Zapewne jedną z najbardziej fascynujących własności koncepcji Platona jest jej podatność na różnorodne interpretacje i niezmierna „pojemność”, a także zdolność łączenia tego, co doświadczenie każe nam rozdzielać: pod­suwa ona sposób wyjaśnienia zarazem bliskości i oddalenia piękna, jego wszechobecności i jednocześnie niedostępności, uniwersalności i zarazem ekskluzywności jego doświadczenia, różnic w jego postrzeganiu, a także tego, że piękno, zamiast prowadzić ku prawdzie i dobru, może od nich odwodzić.

Wizja, którą pozostawił ateński filozof, trwale przeniknęła kulturę zachodnią i żyje w niej pomimo wszelkich jej przemian i kryzysów – choć z czasem koncepcje zainspirowane myślą Platona stały się być może nieco bardziej po­wściągliwe niż ich pierwowzór i nie wydają się już odrywać nas od naszych „przyziemnych” spraw. Na przykład w dwudziestym wieku Hans–Georg Gada–mer pisał w eseju Aktualność piękna: „Piękno, choćby napotkane niespodzia­nie, jest czymś w rodzaju rękojmi, iż w całym zamęcie rzeczywistości – ze wszystkimi jej niedoskonałościami i złem, we wszystkich jej opacznościach i jednostronnościach – to, co prawdziwe, nie leży w niedostępnej dali, ale wy­chodzi nam na spotkanie. Ontologiczną funkcją piękna jest usuwanie przepaści między ideałem i rzeczywistością”5. Doświadczenie piękna, zwłaszcza piękna w sztuce, nazywał Gadamer „przyzywaniem możliwego sakralnego porządku, gdziekolwiek by on był”6 oraz „skończoną odpowiedniością tego, co zwie się wiecznością”7.

Odwołująca się również do myśli Platona filozofka i pisarka Iris Murdoch podkreśla natomiast moralny i zarazem wychowawczy wymiar doświadczenia piękna: „Podziwianie piękna zawartego w sztuce czy w naturze nie tylko jest (pomimo wszelkich trudności) najłatwiejszym ze znanych ćwiczeń ducho­wych; jest to także zupełnie adekwatny sposób praktykowania (a nie tylko ana­logia do) dobrego życia, ponieważ mamy tu do czynienia z powstrzymaniem egoizmu z imię percepcji rzeczywistości”8. Obcowanie w pięknem w sztuce uważa Murdoch za szkołę miłości: „Wielka sztuka uczy nas, jak patrzeć na realne byty i kochać je, nie usidlając ich przy tym, nie posługując się nimi, nie wchłaniając ich do żarłocznego wnętrza «ja»„9. Owa nauka bezinteresownej miłości – jak pisze – zwykle nie przebiega jednak w sposób uświadomio­ny: „Zachwycanie się kwiatami i zwierzętami jest rzeczą dobrą w sposób tak oczywisty, że ludzie znoszący do domu kwiatki doniczkowe albo obserwujący pustułki mogliby nawet przyjąć ze zdziwieniem pogląd, iż to wszystko ma jakikolwiek związek z cnotą. Źródłem tego zdziwienia jest fakt – zauważony przez Platona – że piękno jest jedynym bytem duchowym, który kochamy instynktownie”10.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że powszechność oraz naturalny i spon­taniczny („instynktowny”) charakter doświadczenia piękna nie prowadzą nas jednak niezawodnie do przesycania nim tworzonej przez nas kultury. Zarówno Platon, jak i przywoływani autorzy dwudziestowieczni nie zapominają, że proces uczenia się miłości – czyli w istocie odkrywanie przez człowieka sensu rzeczywistości i specyficznie ludzkiego sposobu istnienia – nie zawsze kończy się pomyślnie. Nasza naturalna wrażliwość na piękno nie zapewnia nam też „automatycznie” zrozumienia jego sensu w ludzkim życiu. Roger Scruton, który podejmuje problematykę piękna w licznych wypowiedziach kierowa­nych do różnych grup odbiorców11, przekonuje o wadze piękna dla tworzenia ludzkich wspólnot jako wspólnot istot rozumnych oraz dla kształtowania od­powiadających naturze człowieka środowisk, a także przestrzega przed doko­nującym się współcześnie zagubieniem piękna w kulturze. Wśród przyczyn tego procesu wymienia przekonanie – obecnie rozpowszechnione bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – o subiektywności, a więc i irracjonalności piękna oraz deprecjonowanie jego poszukiwania, uznawanego za wyłącznie „prywatną” sprawę poszczególnych jednostek. Poglądy te wypływają –jego zdaniem – z mylnej interpretacji roli osądu estetycznego w naszym życiu, uznania go „za środek afirmacji nas samych, nie zaś za sposób wyrzekania się siebie”12. Scruton twierdzi, że negatywny wpływ owego błędu na kształt kultury jako całości jest już wyraźnie dostrzegalny: „Zagubienie piękna i pog­arda dla jego poszukiwania stanowią krok ku nowej formie ludzkiego życia, w której dawanie zostaje zastąpione przez branie, a prawdziwe miłości przez niesprecyzowane bliżej żądze”13. Możemy jednak odrzucić pogląd, że piękno służy autoekspresji, a wówczas „założenie, że jest ono jedynie subiektywne, zaczyna – zdaniem filozofa – ustępować przekonaniu, że piękno to jeden z instrumentów, które wykorzystujemy w strategiach budowania konsensusu, jedna z wartości, za pomocą których tworzymy wspólnie zamieszkiwany świat i niesiemy sobie nawzajem pocieszenie. Krótko mówiąc, jest ono narzędziem budowania domu”14.

W cytowanym artykule Why Beauty Matters [„Dlaczego piękno ma zna­czenie”], opublikowanym w roku 2018, Scruton odnosi się do bieżących sporów o piękno w architekturze. W tym kontekście termin „dom”, używany przez niego w sposób do pewnego stopnia metaforyczny i abstrakcyjny, zachowuje również swoje dosłowne znaczenie. W napisanym około dziesięciu lat wcze­śniej popularnym wprowadzeniu do tematyki piękna15 filozof chętnie przywo­łuje właśnie doświadczenie „piękna codziennego”16 czy też „minimalnego”17 i twierdzi, że „sąd estetyczny pozostaje niezbędnym czynnikiem każdego wysiłku, by robić coś dobrze”18.

W książce Scrutona odnajdujemy ducha Immanuela Kanta, Platon zaś i kontynuatorzy jego myśli traktowani są sceptycznie (obraz przedstawiony w przywołanym fragmencie Uczty skomentowany został następująco: „W Pla­tońskiej wizji kryje się więcej pobożnych życzeń niż prawdy”19). Autor z zało­żenia odrzuca „neoplatoński pogląd na temat piękna jako cechy samego bytu”20, nie analizuje też piękna „w kategoriach własności lub cech, jakie ujawnić by się miały w pięknych przedmiotach”21 ani nie podejmuje próby sformułowania definicji piękna. „W moim przekonaniu – pisze – definicje takie wychodzą od niewłaściwej strony problemu, który dotyczy nie tyle «rzeczy w świecie», ale szczególnego ich doświadczenia oraz poszukiwania znaczenia, jakie z tego doświadczenia wypływa. Czy oznacza to, że «piękno jest w oku patrzącego» – że nie ma żadnej obiektywnej własności którą rozpoznajemy i co do której natury oraz wartości możemy być zgodni? Moja odpowiedź na to pytanie jest prosta: wszystko, co powiedziałem na temat doświadczenia piękna oznacza, że ma ono racjonalne ugruntowanie. Wzywa nas ono do odnajdywania znaczenia %v jego przedmiotach, do przeprowadzania krytycznych porównań, a także do badania naszego życia i naszych uczuć w świetle tych odkryć. Sztuka, przy­roda i ludzkie formy – wszystko zachęca nas, by doświadczenie to umieścić w centrum naszego życia. Jeśli tak uczynimy, da nam ono odnawiającą siłę, która nigdy nas nie znuży”22.

Chociaż Roger Scruton deklaruje (i w swojej książce faktycznie zachowu­je) dystans do Platońskiej wizji, w jego słowach pobrzmiewa, jak w Uczcie, przekonanie o mocy piękna i związanej z doświadczeniem piękna obietni­cy. Przekonanie to wydaje się jednak mieć swoje źródło nie w jakichkolwiek przyjętych koncepcjach, ile właśnie w uniwersalnym doświadczeniu człowieka.

Głos owego doświadczenia jest wyraźnie słyszalny również w artykułach ze­branych w niniejszym tomie „Ethosu” – jakkolwiek różne dziedziny wiedzy i stanowiska filozoficzne reprezentowaliby ich autorzy.

Patrycja Mikulska

 

________________
1 Por. Platon, Uczta, 210 A-212 A, tłum. W. Witwicki, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2008, s. 76-78.
2 Tamże, 210 D, s. 76.
3 Tamże, 211 A, s. 77.
4 Tamże, 211 E-212A, s. 77n
5 H.G. Gadamer, Aktualność piękna, tłum. K. Krzemieniowa, Oficyna Naukowa, Warszawa 1993, s. 20. W cytowanym fragmencie Gadamer nie odnosi się do zawartego w Uczcie obrazu stopni miłości, lecz do znanej z Fajdrosa (246 A-248 B) wizji duszy jako uskrzydlonego rydwanu i jej wędrówki po nieboskłonie.
6 Tamże, s. 43.
7 Tamże, s. 61.
8 I. Murdoch, O „Bogu” i „dobru”, tłum. A. Pawelec, w: taż, Prymat dobra, Wydawnictwo Znak, Kraków 1996, s. 86.
9 Tamże.
10 Taż, Prymat dobra nad innymi pojęciami, tłum. A. Pawelec, w: taż, Prymat dobra, s. 107.
11 Wśród wypowiedzi tych wymienić należy telewizyjny film dokumentalny Why Beauty Mat­ters (Wielka Brytania, 2009, reż. L. Lockwood, https://www.bbc.co.uk/programmes/bOOp6tsd).
12 Tenże, Why Beauty Matters, „The Monist” 101(2018) nr l, s. 10. Jeśli nie podano inaczej, tłumaczenie fragmentów prac obcojęzycznych – P.M.
13 Tamże.
14 Tamże, s. 11.
15 Zob. tenże, Beauty: A Very Short Introduction, Oxford University Press, Oxford 2009.
16 Tenże, Piękno. Krótkie wprowadzenie, tłum. S. Krawczyk, A. Rejniak-Majewska, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2018, s. 81.
17 Tamże, s. 95.
18 Tamże, s. 79.
19 Tamże, s. 47.
20 Tamże, s. 183.
21 Tamże.
22 Tamże, s. 185.
 

  

Plakat

Jerzy Stasiewicz

Głęboka wiara w człowieka w poezji Eligiusza Dymowskiego

 

Dawno nie trzymałem w dłoniach tak znakomicie opracowanej edytorsko książki jak Cicha dłoń  (Tichá dlaň) Eligiusza Dymowskiego. Wydanie polsko-czeskie, w przekładzie na język naszych południowych sąsiadów. Publikacja zrealizowana w wydawnictwie „Literature & Sciences” w Opavie w 2020 roku. Do wyboru zaczerpięnieto wiersze ze zbiorów poezji Eligiusza opublikowanych w Polsce po 1989 roku. 

Moim marzeniem było zorganizowanie wieczoru autorskiego bronowickiego franciszkanina w Nysie, którego miałem zaszczyt poznać najpierw w wydawnictwach Krakowskiej Konfraterni Poetów, później na żywo już jako uczestnik cyklu misterii: „Zaduszki Poetów”, „Wigilia Słowa”, „Chleb nadziei”, „Tramwaj Poezji”. I na gali wręczania „Świętokrzyskich Gustawów” w 2016 roku w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach, gdzie był członkiem Kapituły, a ja znalazłem się wśród laureatów. Głos Dymowskiego jest silny, bo poeta mówi nie tylko w poezji, ale także jako duszpasterz i przewodnik ziemskiej wędrówki człowieka zagubionego w labiryncie życia, mrokach nocy, niedoborze wody. Obecny czas zarazy mimo ograniczenia w pewnym sensie naszej wolności ukazał sprawy ważne dla człowieka: rodzinę, więź duchową, pomoc sąsiedzką, współistnienie z przyrodą.

Eligiusz Dymowski urodził się na Mazowszu w Sannikach w 1965 roku. Jest wszechstronnie wyedukowanym teologicznie w kraju i za granicą franciszkaninem. Poetą, krytykiem literackim, członkiem wielu stowarzyszeń. Gdzież on na to wszystko znajduje czas? A przecież należy jeszcze dodać pracę dydaktyczną i naukową. Pracował jako duszpasterz w Pińczowie i w Somma Vesuwiana koło Neapolu. A Pińczów to przecież 19 km od Trzonowa, w którym spędziłem 20 lat młodzieńczego życia. W nim nadal mieszkają moi rodzice. W Pińczowie bywałem wielokrotnie, mijałem często młodych zakonników podążających do Kaplicy św. Anny, do kościoła św. Jana Ewangelisty, do budynku dawnego kompleksu paulinów. Może, wśród nich był Ojciec Eligiusz idący spiesznym krokiem do Drukarni Ariańskiej na Mirowie poczuć zapach farby drukarskiej. I ani mnie, ani jemu nie przeszło przez myśl, że spotkamy się dwie dekady później przygarnięci pod skrzydła Euterpe. I będziemy oddawać jej cześć z należnym szacunkiem. Rozumiejąc, że tworzenie poezji to powołanie jak służba Bogu.

Przewertowałem tom wielokrotnie, nad niektórymi utworami popadając w głębszą zadumę. I twierdzę – choć może znajdą się oponenci, że świat według Eligiusza jest otwarty na człowieka z jego zagubieniem w straszliwym pędzie współczesnego świata, zapalczywością zdobywania dóbr doczesnych. Chęcią brylowania na świeczniku. Zakodowaniem, że ja jestem najważniejszy. Oni… są mniej zdolni. Nasila się w utworach bunt wewnętrzny – jak fala sztormowa – po chwili tonowany intymnym dialogiem z rzeczywistością.

 
Jak bardzo trzeba być człowiekiem 
by móc na nawo się narodzić
w ogrodach myśli
sadzić kwiaty
kolory tęczy
w sny zamienić
i cicho dłonią
brodę gładzić
tak by nie zbudzić
śpiącej muchy
która przykuta
szarym cieniem drzew
czeka na swoją nową zdobycz
samotna głupia i bezbronna
a jednak wyszła
z ręki Boga
 

Dialogiem z Absolutem. Ten genialny opis, zanurzenie w rzeczywistość, uchwycenie obrazka bliskiego sercu z tą wielowymiarowością świadczy o głębi duchowych przeżyć. Wydaje mi się nawet, że to zapiski codzienności. Nie wykluczam, że Eligiusz Dymowski prowadzi dziennik. Co często w utworach potwierdzają wydarzenia dnia, czasem strzęp wspomnień, zasłyszany głos, rozmowa z cierpiącym, śpiew ptaka. I zwykłe przyznanie się, że czegoś nie wiem:

 
tak mało w nas umierania  
codzienności
a tak dużo pytań
na które ciągle brakuje odpowiedzi
ile jeszcze trzeba czasu
aby opuścić granice
szczelnie zamknięte
i powędrować
w krainę Nadziei
spróbuj otworzyć
zaciśnięte dłonie

 

„Spróbuj otworzyć / zaciśnięte dłonie” to nawoływanie do pojednania, zgody sąsiada z sąsiadem, kiedy nieraz zwykła błahostka doprowadziła do tragedii i gniewu trwającego dziesięciolecia. Trzeba było dopiero następnych pokoleń by zmyły gniew ojców już dawno poza ziemską wędrówką, ale z zasianym polem zła. I nie pozwólmy by nieżyjący przemawiali do żywych. Żywi muszą być głusi i wierni własnym przekonaniom, że dobro jak i słowo jest człowiekiem. W utworach Eligiusza podmiot liryczny jest blisko Boga. I czuje się jego obecność niemalże w każdym wersie. Jest tutaj ciągłość sacrum i profanum, z głębią refleksji. Choć widzimy czasem, że między człowiekiem, a naturą nie ma zgodności. Odwieczna walka żywiołów, którą poeta traktuje jako metaforę budowania. Dążności człowieka do nieustannego ubogacania – nie w sensie materialnym czy duchowym – a potrzebnego dla egzystencji. „Człowiek / który nigdy nie odnalazł siebie – nie żyje”. Odnajdujemy siebie poprzez pracę, cele, które wyznaczył nam Stwórca, Ale i dał wolę do podejmowania własnych decyzji, których ciężar przygniótł wielu, a poeta to widzi:

 

Wczoraj napisał kartkę:
„wiem, że nic mnie tutaj nie trzyma”
i wyszedł przez okno

 

Z takimi dramatami ludzkimi pewnie nie raz mierzył się jako kapłan i opiekun parafialnej społeczności. Być przewodnikiem dla stada i dodać otuchy tak zwyczajnie po ludzku, by człowiekowi dotkniętemu tragedią samobójczą, bliskiego, chciało się żyć dalej, potrzeba siły wewnętrznej i głębokiej wiary w Stwórcę, który powierzył Eligiuszowi pieczę nad zabłąkanymi, zrozpaczonymi, szukającymi oparcia i nadziei. Ja to wszystko czuję w jego poezji. Eligiusz nie poucza, nie gromi, jak to czyni wielu poetów w sutannie. Staje się partnerem dla odbiorcy. Co przypisane tylko wybitnym, tkniętym palcem bożym, a tu nie mam wątpliwości:

 

bo jeśli życie    
musi być wędrówką
niech umierają chwile
– narodzą się nowe –
Wówczas będziemy pewni
Że miłość się nie starzeje

 

Uczyć należy się na takich lirykach. Gdyby ludzie czytali więcej poezji, świat byłby lepszy, jestem  pewien, dużo lepszy. Może czas pandemii pozwoli wielu zastanowić się nad tym, co jest ważne w życiu. A innym sięgnąć po tomik wierszy. Przeczytać choćby jeden i zdobyć się na refleksję. Czy aż tak dużo wymagam? Naprawdę tak dużo? W Cichej dłoni czytelnik odnajdzie dzieciństwo, młodość, rodziców, o których niejednokrotnie zapomniał, nowy sens tego co minęło.

Ogromnym polem poetyckich upraw Dymowskiego są utwory z podróży, których odbył wiele, jak na prawdziwego pątnika przystało. Wędrowca poszukującego siebie w odbiciu przydrożnych głazów, lustrze kałuż, wilgotnej korze drzew, w oczach ludzi spotkanych w drodze. Sięga po motywy starożytne. Odwołuje się do dawnych cywilizacji. Bo przecież stamtąd przyszedł człowiek. Tam powstała wybitna literatura z Homerem na czele. Autorem Iliady i Odysei. Księgi – ponoć na starość ślepca – były dla starożytnych Greków i Rzymian punktem wyjścia i miarą wartości wszelkiej poezji. Grecy uczyli się z nich historii przodków i etyki. Jego wyobrażenia o bogach zasiliły religię grecką. Na heksametrach Homera młodzież grecka uczyła się czytać. Więc nie ma się czemu dziwić, że poeta i ksiądz katolicki sięga do źródła najczystszego, bijącego przez wieki równomiernie wiedzą niewyczerpalną. Ale skłamałbym gdybym literaturę starożytną postawił na miejscu pierwszym. To miejsce w myślach jak i w sercu zajmuje Biblia. Przywołam słowa poety:

 

Biblio Święta – 
Siostro moich natchnień
Piastunko myśli
Czarodziejko stworzeń
Jakimi słowami
mam dziś nazwać Ciebie
Skoro sam Duch Święty
wyrzeźbił Twe kształty ?
Biblio Święta –
Proroczy dziejopisie Boga
Cieniu wiecznej Jasności
Pocieszycielko smutnych
Towarzyszko samotnych
Przewodniku zabłąkanych
Nie daj wytchnienia moim oczom
pomóż mi otworzyć usta
Niech serce do woli się wypłacze
abyś mogła spokojnie zasnąć
na powiekowym dywanie.

 

Czy tutaj można cokolwiek polemizować? Czy tylko pełnymi garściami czerpać ze słów Ducha Świętego, z poezji twórców starożytnych, nowożytnych i z poezji Eligiusza Dymowskiego kontynuatora tych tradycji.

Jerzy Stasiewicz

 

_________________  

Eligiusz Dymowski, Cicha dłoń / Tichá dlaň. Wstęp: Libor Martinek. Przekład: Karolina Ziemka. Projekt okładki: Dušan Žarský. Fotografie z archiwum autora. Wydano nakładem: Literature & Sciences, Opava 2019, s. 186.

 

  

Plakat

Wystawa Edwarda Berlińskiego w Galerii Collage

Kolory mojego życia

 

 

Edward Berliński, urodził się w 1946 roku w Zelowie. Jak sam mówi – zainteresowania plastyczne wykazywał już w szkole podstawowej, ale dopiero w dojrzałym wieku postanowił zmaterializować swoje młodzieńcze fascynacje. Po odejściu na emeryturę, za namową żony, zaczął tworzyć pierwsze obrazy.
Początkowo malował głównie do „szuflady”, jednak z czasem postanowił pokazać swoje prace szerszemu gronu odbiorców. Często swoje prace przeznacza na różne aukcje charytatywne organizowane terenie na miasta i gminy Zelów.

W swojej twórczości stosuje różne techniki plastyczne: maluje głównie obrazy olejne, ale nie stroni też od tempery oraz pasteli. Inspirują go tacy malarze, jak: Juliusz, Wojciech i Jerzy Kosakowie, Józef Chełmoński, Tadeusz Makowski czy Julian Fałat. Swoje prace wystawiał w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy w Zelowie (2008 i 2019) oraz w Bibliotekach w Wygiełzowie (2017) i Kociszewie (2018).

Wystawę można oglądać od poniedziałku do piątku w godz. 9.00-19.00. 

 

W związku z panująca pandemią osoby korzystające z Galerii zobowiązane są:
– do zdezynfekowania rąk lub nałożenia i używania rękawic ochronnych,
– do stosowania środków ochrony indywidualnej, tj. maseczki na twarz lub przyłbicy ochronnej bądź innych środków zakrywających usta i nos,
– do zachowania dystansu przestrzennego wynoszącego minimum dwa metry i nieprzekraczania wyznaczonych oznakowań.

     
     
     

 

 

 

  

Plakat

Finał Angelusa

Literacka Nagroda Europy Środkowej ANGELUS 2020

 

Wyłoniono 7 książek, które zakwalifikowały się do finału Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS w 2020 roku. Oto one:

 

  • Kapka Kassabova, „Granica. Na krawędzi Europy”, tłum. Maciej Kositorny, Wydawnictwo Czarne (Bułgaria),
  • Siergiej Lebiediew, „Dzieci Kronosa”, tłum. Grzegorz Szymczak, Claroscuro Publishing House (Rosja),
  • Mikołaj Łoziński, „Stramer”, Wydawnictwo Literackie (Polska),
  • Tania Malarczuk, „Zapomnienie”, tłum. Marcin Gaczkowski, Wydawnictwo Warstwy (Ukraina),
  • Paweł Piotr Reszka, „Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”, Wydawnictwo AGORA (Polska), Goran Vojnović, „Moja Jugosławia”, tłum. Joanna Pomorska, Wydawnictwo Akademickie SEDNO (Słowenia),
  • Serhij Żadan, „Internat”, tłum. Michał Petryk, Wydawnictwo Czarne (Ukraina).

 

Nazwisko laureatki bądź laureata tegorocznej edycji Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS poznamy 17 października.

 

  

Plakat

Jest już nowy numer

Poznańskie „ReWiry”

 

ReWiry zaistniały podczas kwarantanny, jedyna to przyczyna ich narodzin. Za cenę: „więcej wódki” i podwyższonej wagi ciała, uniknąłem depresji – popadłem, powróciłem raczej na chwilę do uzależnień i teraz mam mały problem. A pismo już żyje własnym życiem, natomiast ja muszę spłacać cenę jego narodzin. Jak wysoką, tego jeszcze nie wiem. Niebawem się okaże, czy warto jeszcze coś robić w sytuacji, kiedy inni nic nie robią, ale zwracają uwagę na to, co robią inni. I ta aktywność innych im bardzo przeszkadza, z przyczyn tylko dla nich wiadomych.

To po pierwszym kieliszku – wirtualnym, po drugim wsiądę do zielonego autobusu i udam się do centrum po jakiś gorący temat do „ReWirów”, albo usku­tecznię jedną z moich gier wstępnych, aby cierpiący bohater mojej nowej po­wieści otrzymał ode mnie nowe, ambite zadanie, które go wyprowadzi z ma­razmu starokawalerstwa.

A teraz coś zamiast buńczucznego wstępu do kolejnego numeru pisma, zamiast biogramów poszczególnych członków redakcji, tudzież ich portretów, jak to miało miejsce w przeszłości w innym piśmie. Pierwszy nasz numer był jak probierz, zdania na temat jego kształtu i zawartości są pozytywne, w tym również entuzjastyczne, ale pojawił się jeden głos szukający kija do uderzenia psa, który może być tutaj pogrzebany. Wyciągnięte wnioski, zostaną wykorzys­tane przy formatowaniu kolejnego numeru, i z czasem wyłoni się pożądany jego artystyczny kształt. Pozostaniemy w wyważonym środku wszystkich opinii – na stałe. Czas pokaże, co trzeba robić dalej, bo najważniejszy jest profil pisma akceptowany przez czytelników.

Życzę wszystkim dużo zdrowia i zapału twórczego, abyśmy jesienią mieli nad czym się pochylić i mieć zadowolenie z życia, mimo panującej pandemii i problemów z wykonywaniem pracy.

Jerzy Beniamin Zimny