Nowości książkowe

 

  

Plakat

Powieść Dariusza Filara

Szklanki żydowskiej krwi 

 

 

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku jest wydawcą najnowszej książki profesora Dariusza Filara pt. „Szklanki żydowskiej krwi”. To idealna lektura na zimowe, choć nie tylko, wieczory dla fanów historii. Tej dużej oraz osobistej.  

Powieść „Szklanki żydowskiej krwi” Dariusza Filara jest wielowątkową, rodzinną sagą, która  rozciąga się na XX i XXI wiek, od I Wojny Światowej po współczesność. Na tle najważniejszych wydarzeń, składających się na polską historię, autor umieszcza bohaterów, którzy łączą w swoich genealogiach polskie i żydowskie pochodzenie. Skomplikowane i na wielorakie sposoby posplatane wątki tej historii opowiadane są z perspektywy żyjącego współcześnie młodego Polaka, który odkrywa ukryte prawdy narodowej i osobistej historii.

 

Prof. Dariusz Filar urodził się 18 lipca 1950 roku w Gdyni. Od początku działalności łączył dwie pasje: pisanie i ekonomię. W latach 70. i 80. tworzył głównie opowiadania science-fiction, m.in.: „Czaszka olbrzyma” (1976), „We własnej skórze” (1982), „Pies wyścigowy” (1984) czy „Dotyk” (1989).

Od wielu lat z powodzeniem prowadzi karierę naukową. Od 1973 jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego na Wydziale Ekonomicznym, a od 1992  na stanowisku profesora nadzwyczajnego. Przez trzy lata był też wykładowcą Central European University.

Przez wiele lat komentował rzeczywistość ekonomiczną m.in. na łamach dzienników „Rzeczpospolita” i „Gazeta Wyborcza”. W latach 1984-1990 był publicystą miesięcznika „Przegląd Powszechny”.

Prof. Dariusz Filar uczestniczył w strajku w Stoczni Gdańskiej (był członkiem biura prasowego strajku) w sierpniu 1980 roku. Współorganizował I Kongres Liberałów w Gdańsku. Piastował funkcję głównego ekonomisty Banku Pekao S.A w latach 1999-2004, a w latach 2004-2010 był członkiem Rady Polityki Pieniężnej NBP. Od marca 2010 do grudnia 2014 roku pracował w Radzie Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów.

Prezydent Włoch, Giorgio Napolitano, mianował go kawalerem Ordine della Stella della Solidarieta Italiana (Order Gwiazdy Solidarności Włoskiej) w 2006 roku.

Wydawcą najnowszej książki Dariusza Filara pt. „Szklanki żydowskiej krwi” jest Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku.

 

 

„Szklanki żydowskiej krwi”. Ocalić ślady zniszczonej cywilizacji
 

Z profesorem Dariuszem Filarem, który, porzucił ekonomię dla literatury pięknej, o jego powieści „Szklanki żydowskiej krwi” wydanej przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną w Gdańsku rozmawia Jarosław Zalesiński, dyrektor WiMBP.

 

– Panie profesorze, powinniśmy chyba zacząć od wyjaśnienia, że się nie przejęzyczyłem. „Szklanki żydowskiej krwi” to powieść, a nie rozprawa ekonomiczna i u wielu osób może to budzić zdziwienie, zaskoczenie. Jeżeli jednak ułożyć na półce bibliotecznej Pana publikacje od początku, można powiedzieć, że pisarz stał się w pewnym momencie ekonomistą, a nie odwrotnie. Czy taka była kolejność Pańskich wcieleń?

– Tak, wcześnie zacząłem pisać. To były lata 60. Pisałem opowiadania fantastyczno-naukowe, jak wielu rówieśników. Proces przeobrażenia się z wiekiem wyobraźni i sposób patrzenia na przyszłość byłby tematem do długiej rozmowy. Rzeczywiście nastolatkowie lubią fantastykę. Podobnie jak inni byłem pod silnym urokiem Stanisława Lema. Tak się złożyło, że Zbigniew Przyrowski, który był redaktorem naczelnym miesięcznika „Młody Technik”, chciał to drukować. Potem, w latach 70. i 80. ukazały się zbiory tych opowiadań. Nadszedł rok 1989. Polska zaczęła się szybko zmieniać. Nagle okazało się, że jest zapotrzebowanie na wiedzę ekonomiczną i to mnie wciągnęło.

– Zrodził się popyt na Pańską wiedzę i tak stał się Pan ekonomistą.

– Tak, był popyt na ludzi, którzy myśleli o gospodarce rynkowej. Zajmowałem się zawsze gospodarką kapitalizmu, a ta wiedza była potrzebna. Nigdy nie prowadziłem zajęć z tak zwanej ekonomii socjalizmu.

– Jednak w ukryciu pozostała pamięć o byciu pisarzem. Po ilu latach powrócił Pan do tej roli?

– Po 25. latach przerwy. Zwróciło się do mnie Wydawnictwo Solaris, które publikowało fantastykę. Wówczas wypuszczali serię zatytułowaną „Archiwum polskiej fantastyki”. Sięgali po stare teksty i zapytali, czy nie chciałbym przypomnieć się czytelnikom. Skorzystałem. Ukazała się książka „Jeszcze jedna podróż Guliwera”. To był zbiór moich opowiadań oraz nowel fantastycznych sprzed ćwierćwiecza.

– Moglibyśmy zatrzymać się jeszcze przy powieści wydanej w 2015 roku, jednak chciałbym przejść do kolejnego Pana pisarskiego wcielenia, czyli „Szklanki żydowskiej krwi”. To jest opowieść rodzinna, o trzech pokoleniach. Uwaga pana, jako autora, jest skupiona na męskich przedstawicielach rodziny. Dziadek i wnuk, to główne postaci, ale tak naprawdę tematem są losy rodzinne. To jest opowieść o trzech pokoleniach. Jednak myślę, że tematem nie są losy rodziny, a ten skomplikowany splot polsko–żydowskich stosunków. To jest główny temat tej powieści?

– Muszę powiedzieć, że z pewnym żalem patrzę na to, jak jest upraszczana historia i jak są podejmowane próby włożenia ludzkich losów w schematyczne ramy. Rzeczywistość była złożona. Staram się pokazać w tej książce sposób, w jaki historia wpływała na ludzkie losy. Rzeczywiście ten polsko–żydowski wątek jest mocno rozwinięty. To wiąże się z kolejną kwestią, która bardzo mnie nurtuje,  i którą będę się jeszcze długo zajmował, mianowicie kwestia korzeni polskiej inteligencji. W moim przekonaniu miała trzy źródła.  Z jednej strony, to były uparte dzieci chłopskie, które posiadały wolę zdobycia wiedzy oraz pozycji. Z drugiej dochodzili potomkowie szlachty, którzy zostali „wysadzeni z siodła” za sprawą wydarzeń historycznych (skonfiskowanie po powstaniach majątku). Trzecim źródłem byli polscy Żydzi, którzy dokonywali konwersji religijnej i asymilowali się z polską większością.        

– Schematyczna teza jest taka, że właśnie owa szlachta wysadzona z siodła to są protoplaści dzisiejszej polskiej inteligencji, a rzeczywistość była bardziej złożona.

Ja twierdzę, że źródła są trzy.

– Ale też ten splot polsko-żydowskich relacji w pańskiej powieści jest pokazywany właśnie z dala od schematów, od tych momentów historii, choć ich Pan nie pomija. Mnie na przykład zaciekawiło to, dlaczego Pan początek tej historii umieszcza w czasie, do którego rzadko się wraca przy okazji tego tematu, to jest czas w przededniu I wojny światowej. Kończy się pewien świat, XIX wiek zmierzcha. Wschodzi wiek XX. Czemu Pan początek tej historii umieścił w tym czasie? Co było takiego istotnego, co Pana skłoniło, by tam tę historię rozpocząć?

Zadziałały rodzinne wątki związane z biografią dziadka.

– To jest powieść w jakimś stopniu biograficzna?

– Do pewnego stopnia. Od dziecka dużo słyszałem o narodzinach Legionów Piłsudskiego, jak do tego naprawdę doszło. To był złożony proces.

– I bardzo złożone losy doprowadziły ludzi, którzy stawali się żołnierzami Legionów.

– Tak, oczywiście. Często wspominamy pieśń o Pierwszej Brygadzie Legionów Polskich, a zapomina się o Drugiej Brygadzie tzw. karpackiej lub żelaznej, która przeszła trudny wojenny szlak. Nie wiem, czy nie zapłaciła większej ceny krwi od pierwszej. Dlatego pociągało mnie zagłębienie się w losy tej często zapomnianej jednostki Legionów Polskich.

– Pomyślałem czytając powieść nie tylko z tych względów biograficznych, o których nie mam wiedzy, ale może też dlatego, że to był moment, kiedy ten centralny program dla tej książki, czyli własnej tożsamości, tego kim się jest, Polakiem czy Żydem jest momentem, w którym historia stawia pytanie. Jeżeli zgłaszam się do tworzącego się wojska polskiego, to jako kto? Czy to nie jest właśnie moment, kiedy pan pokazywał ten problem dwóch tożsamości w jednej osobie?

– W powieści jest scena, kiedy żołnierze przyszłej Drugiej Brygady składają przysięgę na Błoniach Krakowskich. Złożyli ją cesarzowi Franciszkowi Józefowi II. O tym też często się nie pamięta lub nawet nie wie, że to jemu żołnierze ślubowali wierność. W tym momencie jeden z moich bohaterów, starszy, przyznał, że wtedy najmniej myślał o swoim pochodzeniu żydowskim.

– Starszy bohater to ktoś, kto starał się odejść od własnej przeszłości. To było coś, co było raczej zawadą w jego życiu, niż pomocą.

– On wręcz ucieka od żydowskiej tożsamości. Więc wracam do wątku źródeł polskiej inteligencji. Żydzi, którzy stawali się polskimi inteligentami odcinali się często od etnicznych korzeni. Zresztą mój bohater nie jest pierwszym, który to zrobił. Już jego ojciec, czyli pradziadek młodszego bohatera dystansuje się od środowiska, z którego wyszedł, a on sam robi krok dalej.

– Robi krok dalej, ale jednak w różnych momentach życia przekonuje się, że od czegoś odejść nie można. Na przykład moment, który został mi w pamięci. W przededniu II wojny światowej jesteśmy. Ów bohater całkiem dobrze ustawił się w życiu, jest dość majętny, rodzina, dzieci, dom. A zarazem gdzieś w głębi jest takie poczucie, że to wszystko może być na tymczasem. Jest jakaś pamięć pogromu. Czegoś, co może przyjść niespodziewanie w każdym momencie i zniszczyć to życie. To jest ta pamięć, którą się dziedziczy, mimo procesów asymilacyjnych.

– Kolejna kwestia, która mnie interesuje, taka trochę metafizyczna, ale jestem przekonany, że poza naszą indywidualną, osobniczą pamięcią mamy gdzieś zakodowaną pamięć wcześniejszych pokoleń. Jak ona do nas przenika, to jest pytanie. Czy to się dzieje podsłuchując w dzieciństwie rozmowy dorosłych? Czy jest coś jeszcze głębszego, co powoduje pojawienie się w głowie obrazów, które niekoniecznie wynikają z bezpośredniego doświadczenia. I rzeczywiście, to o czym pan mówi, ten rok 1939, kiedy on właściwie jest na miarę II Rzeczypospolitej człowiekiem sukcesu bardzo stabilnym, a jednak gdzieś w nim drzemie cień lęku.

– Innym momentem są lata 40. W Krakowie dochodzi do dramatycznych historii z otwarciem, a potem zamknięciem krakowskiego getta. Bohater żyje po aryjskiej stronie. Wychodzi z tamtej rzeczywistości z ogromnym poczuciem winy, które towarzyszyło ocalałym z Holocaustu. Zadawali sobie pytanie, dlaczego właśnie oni przetrwali.

– To znowu jest związane z osobistym doświadczeniem, które narodziło się podczas moich podróży do Izraela oraz w czasie pracy na uniwersytecie w Michigan w Stanach Zjednoczonych. Były lata 90. Tam często spotykałem ocalałych. Niektórzy po upływie kilkudziesięciu lat nadal mówili piękną polszczyzną. Opowiadali mi straszne rzeczy.

– Równie istotnym bohaterem Pańskiej powieści jest wnuk. Czy w jego życiu nie jesteśmy świadkami powoli postępującego odwrotnego ruchu w stosunku do dziadka i jego tożsamości?

– Tak. Wszystko, co się dzieje, odbywa się na zasadzie wahadła. Nie tylko w życiu osobistym ludzi, ale też w polityce czy gospodarce. Oczywiście wahadło nie trafia w dokładny punkt, w którym było wcześniej. Należałoby powiedzieć, że to bardziej przypomina spiralny ruch po sprężynie. Uważam, że toczą się takie procesy. Nie wiem, do jakiego stopnia pisząc miałem świadomość, że to tak ma wyglądać.

– Zakończenie pańskiej powieści stawia przed czytelnikiem dwie prawdy. Świat Żydów polskich oraz wschodnioeuropejskich został spopielony. Z drugiej strony, kiedy wnuk szykuje się do udziału w Chanuce, okazuje się, że w tym popiele został żar. Nikt do końca nie odwraca się od przeszłości.   

– Od rozpoczęcia pracy nad stworzeniem Muzeum Polin w Warszawie wspierałem ten proces, na miarę moich możliwości. To właśnie wynikało z tej myśli, którą Pan przedstawił. Zgadzam się z Markiem Edelmanem, że to była cywilizacja, której nie da się odtworzyć. Bezpowrotnie została zniszczona. Natomiast można ocalić jej ślad. 

– Oczywiście to nie są jedyne ciekawe wątki tej historii. Powieść świetnie się czyta, a następujące po sobie epoki ukazują ogromną historyczną wiedzę, także o mało znanych epizodach.  

– Pracę nad książką poprzedził solidny, jak to się dzisiaj mówi, research. 

– Książkę przed drukiem przeczytał historyk. Nie znalazł błędu.– Miło mi to słyszeć. Podczas pracy nad książką odbyłem wiele podróży do Krakowa. Zapoznałem się z wieloma źródłami. Przyznam, że pisałem z pewnym niepokojem, że mogę mieć niedostateczną wiedzę na temat tamtych czasów, bo przecież urodziłem się po wojnie. Z drugiej strony znałem historie rodzinne, ale to jest zawsze przesunięta rzeczywistość. 

– To znaczy?

– Przesunięta, czyli nieoddająca w stu procentach tych wydarzeń. Pamięć jest elastyczna. Dwie różne osoby tę samą sytuację mogą pamiętać zupełnie inaczej, a opowiedzenie historii młodszemu pokoleniu to jeszcze inna sprawa. Więc próbowałem to wszystko połączyć.

– Czy po wielkiej pracy, która zakończyła się wydaniem książki „Szklanki żydowskiej krwi”, zamierza Pan odpocząć?

– Sytuacja jest skomplikowana. Mam utrudnioną relację z moimi długoletnimi przyjaciółmi, ekonomistami. Przede wszystkim z profesorem Leszkiem Balcerowiczem i profesorem Jerzym Hausnerem, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że moja przygoda z ekonomią się zakończyła i już na ten temat nie będę pisał. Niektórzy mi mówią, że nie przestaje się być ekonomistą. Natomiast ja mam przekonanie, że pozostały mi czas chcę wykorzystać na pisanie powieści. W związku z tym twardo odpowiadam: Nie. Teraz zajmuję się literaturą piękną.

– Wiadomo już, kiedy i gdzie będzie się rozgrywać kolejna Pańska powieść?

– Tak. Akcja toczy się w Berlinie w 1990 roku. Dwa tygodnie po zjednoczeniu Niemiec. Bohaterem jest polski dziennikarz, który tam trafił. To nie będzie stuletnia panorama. Cała akcja powieści trwać będzie osiem dni.